Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kuncyfuna
Admin (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ...z prowincji.
|
Wysłany: Nie 14:09, 30 Sty 2011 Temat postu: |
|
|
Wieść niesie, że chyba możemy spodziewać się zielenin, więc chyba powinno być ciekawie
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
polajda
KMTM
Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 1456
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Pon 20:23, 07 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Uważam, że bardzo godnie nasz zespół pożegnał Fame... Było zabawnie i wzruszająco. Zieleninki były cudowne. Szczególnie podobało mi się np. kiedy Serena jarała się, że Nick robił reklamę na zgagę, występował w M jak Miłość i w Tańcu z Gwiazdami! hahaha Wszystkie żarty Czarka Krukowskiego były dla nie bardzo śmieszne, ale chyba ludzie, którzy byli pierwszy raz mogli trochę nie zoruzmieć spektaklu przez te zarty xD no, ale ja nie narzekam... Renia powtórzyła "nieogolone paszki" z zielonego Kiss me, Kate- są rozbrajające. Urocza była scena Sereny i Nicka ostatnia, jak Marek wyjął z taksówki różę i na koniec przytuleni wyszli jednym rękawem- fajnie, fajnie Tomek Czarnecki i jego ruda pacynka haha to było bezcenne.. i rozbroił mnie napisem "Pa..." na tablicy... Najbardziej z całego spektaklu podobało mi się oczywiscie "LA".. było pięknie zaśpiewanie, rewelacyjnie zagrane.. mega, mega wzruszające.. Renia rzucała się po scenie jakby straciła w ogóle kontrole nad tym co robi.. a tekst "Szlomo to już NA PEWNO ostatni raz" rozwalił mnie doszczętnie Będę tęsknić bardzo za Fame, ale cieszę się, że wczorajszy spektakl był tak udany, zachowam bardzo dobre wspomnienie
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kamilka__
KMTM
Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 349
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Tczew
|
Wysłany: Pon 20:25, 07 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Relacja ciut później będzie, na razie najbadziej nurtująca mnie zagadka - co oznaczało 50 w finale? Numer przedstawienia?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gosia
Dołączył: 09 Lip 2009
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 20:58, 07 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Kamilka__ napisał: | Relacja ciut później będzie, na razie najbadziej nurtująca mnie zagadka - co oznaczało 50 w finale? Numer przedstawienia? |
Tak .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Anatewki
|
Wysłany: Śro 17:45, 09 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
A działo się, działo, Boru wielki i szumiący... Co ten zespół wąchał przed spektaklem? Ja chcę namiary na ich dilera!
6.02.2011, Wielkie Zejście.
Obsada:
Marek Kaliszuk
Dorota Białkowska
Cezary Krukowski
Julia Frankowska
Sebastian Wisłocki
Karolina Merda
... i reszta standardowo.
Już na samym początku scenę opanowało ZUO - ze sceny przesłuchań wycisnęli wszystko, co dało się wycisnąć. A mianowicie:
- Paweł Kubat wystąpił w kostiumie baletnicy z Jeziora Łabędziego
- wśród przygotowujących się do przesłuchań pojawiła się ekipa z Szalonych Nożyczek: Basia, Wurcel i pan Policjant,
- Tomek Gregor miał na głowie wielką afro-perukę,
- Anna Andrzejewska też miała perukę, burzę blond-loków (z którymi, nawiasem mówiąc, wyglądała ślicznie),
- podczas sceny baletowej pan Łabędź Kubat miał trochę problemów z podnoszeniem i utrzymaniem Elizy i uskuteczniał "trzęsące się nogi",
- Pan Stepujący miał uciesznie toporną choreografię, a śpiewająca z boku Agnieszka Kaczor znowu powróciła do partii Fiony - tym razem jednak z towarzystwem balonika, który pękł w odpowiednim momencie,
- pani skrzypaczka wyszła na scenę w kostiumie Zoltana Carpathy’ego z Majferki i zagrała Czardasza w towarzystwie dwóch węgierskich żołnierzy w lateksach pląsających do rytmu,
- Tomek Afro Policjant Gregor pojawił się z obstawą drugiego policjanta, który przygrywał mu na tamburynie - panowie zagrali, po raz kolejny, "Jak anioła głos." Jednak nie dane im było dokończyć, bo w trakcie pojawiła się Grażyna Drejska w swoim habicie z "Siostruń" i zaczęła śpiewać numer z tego musicalu; to jej Alek Perski oświadczył "następny proszę",
- Marek Kaliszuk zamiast monologu z Czechowa uraczył nas przemową z Pinokia, odegraną z niesamowitym wczuciem, uroczo wybałuszonymi oczami, z bieganiem, przewracaniem się i całym asortymentem - i to był chyba mój ulubiony moment z całej sceny przesłuchań XD Pan Śledź oznajmił mu, że do niego zadzwonią,
- wśród tancerzy, którzy zostali, aby zatańczyć jeszcze raz, pani Bell wskazała Łabędzia Kubata, więc kręcił się on w piruetach i baletowo produkował.
Potem było "Życie to gra" i tu chyba najmocniej zabłyszczał Tyrone Krukowski, który w trakcie sprawdzania obecności wjechał na scenę na niskiej platformie na kółkach w pozycji niczym Superman i przedstawił się czymś w rodzaju "Jestem Tyrone super hiper Jackson", czy coś w tym rodzaju XD Alicja Piotrowska poprosiła go, żeby "zdjął te słuchawki", na co on odrzekł zgodnie z prawdą, że nie ma żadnych - istotnie nie miał, zatem nastąpił mały moment niezręczności. Renia wykazała się wówczas trzeźwym myśleniem i zanim obrotówka zaczęła się obracać, popchnęła ku sobie "deskorolkę" i zaczęła się na niej wdzięczyć, dzięki czemu pojazd Tyrone'a nie został na scenie, kiedy zmieniła się sceneria. Poza tym, przyjemny moment nastąpił podczas prezentacji pani Bell - po tym, jak się wyginała, zdjęła pantofle, a Tomek Czarnecki podał jej puchate papucie. Krzysiu Wojciechowski zamiast "Mam już dość" zaśpiewał "Gdzie mój głos" - i to tak ślicznie, że nie widać było, żeby mu ten głos gdziekolwiek uciekł
W późniejszej scenie najbardziej szalała swoimi improwizacjami tekstowymi Mabel - Karolina najbardziej rozwaliła mnie, kiedy zamiast stałego "Ej, czapka za bułkę!" stwierdziła: "Hej, w sumie nie, ładna czapeczka," i zatrzymała ją sobie na głowie, schodząc ze sceny. Poza tym Marek zamiast egzemplarza Stanisławskiego zostawił gdzieś "Historię teatru," a Schlomo zamiast swojego saksofonu pokazał - harmonijkę. Był to zresztą tylko jeden z wielu instrumentów, na których, jak się okazało tego wieczoru, potrafił on grać Dlatego też scena wymieniania się z Cielęcinką instrumentami wyglądała nadzwyczaj komicznie.
Potem mamy dialog Sereny i Nicka w pustej klasie - i Dorota pokazała, że jest made of win. Rozwaliła nas wszystkich, jak już o tym wspomniała Polajda, mówiąc najpierw: "Widziałam...! Widziałam twoją reklamę leku na zgagę." Wydaje mi się, że Marek przy tekście o mamie ciągającej go na przesłuchania odparł coś w stylu "Zaczęła ciągać mnie na przesłuchania, zanim jeszcze byłem w stanie powiedzieć "Rennie"", wydaje mi się też, że nawiązał jakoś do "pieczenia" z tego sławetnej reklamy, ale ciężko mi stwierdzić, bo przytłaczający wybuch śmiechu z całej widowni skutecznie go zagłuszył. Serena poszła za ciosem i zaczęła w entuzjazmie wykrzykiwać: "Powinieneś być jej wdzięczny! Zrobiłeś film, grałeś w M jak Miłość, brałeś nawet udział w Tańcu z Gwiazdami!" Marek dobił nas oświadczając, że aktorstwa nie uczy się, chałturząc w reklamach i w głupich programach rozrywkowych. Pięknie, pięknie. Dzięki wam bardzo, że przez was mało nie zeszłam na tych schodkach z bólu brzucha spowodowanego nadmiarem śmiechu… "Chcę znaleźć zaklęcie" było zaśpiewane w sposób bardzo karykaturalny i głupawkowy, z charakterystycznym markowym sopranem przy "I SOFOKLEEEESAAAAA!", a na sam koniec piosenki, kiedy wyszły tancerki...
... okazało się, że wyglądają *nieco* nie tak, jak powinny, bowiem zamiast normalnych kostiumów do tańca, ubrane były bardzo pstrokato, kolorowo, z chustami na głowach, jak do aerobiku. Te nowe komiczne kostiumy w połączeniu z ich niewzruszonymi minami były po prostu bezcenne, a głupawa pogłębiła się, gdy na scenę weszła reszta klasy - WSZYSCY ubrani byli w taki dziwaczny sposób, z wyjątkiem Tyrone'a, który praktycznie nie był w ogóle ubrany - poza tym, że miał na sobie wielce seksowne kabaretki i czerwone majteczki, które wydatnie go, ekhym, opinały. Jakby tego było mało, gdy weszła Iris, na baletki nałożone miała... toporne chodaki. Na widok swojej niesfornej gromadki pani Bell kazała wszystkim robić pompki, przy czym Tyrone miał liczyć, ale nauczycielka szybko stwierdziła, że wychodzi mu to beznadziejnie. W efekcie zanim dotarliśmy do kombinacji tanecznej, wyszła nam całkiem nowa scena, a po wygibasach Carmen z Tyrone'em, kiedy Bell pyta: "Kiedy to nauczyłeś się tej kombinacji?", Krukowski odparł: "W piątek, z panią" Ponadto Karolina Merda ciągle improwizowała z tekstem i na samym początku, kiedy Deskiewicz chciał ją przekupić batonikiem, wyjęła jakąś przekąskę i oświadczyła z wyższością, że eeee, ona ma swoje.
Potem mamy scenę uliczną - i na dzień dobry powitał nas widok breakdance'owców tańcujących... bez spodni. Tylko góra ubrana, pas przewiązany bluzą czy koszulami, i piękny widok na dorodne, męskie nóżki. Zamiast prostytutki po ulicy kręciła się zakonnica - pani Drejska nie przebrała się jeszcze z habitu - i próbowała nawracać niewiernych.
W scenie lekcji aktorstwa nic nie zostało zmienione aż do czasu piosenki Vegasa, a raczej mini-choreo panów z klaskaniem - okazało się wówczas, że w klasie jest jeden uczeń niewidomy, który tańczył odwrotnie do całej reszty, w drugą stronę i w ogóle. Został on potem grzecznie odprowadzony za rękę z powrotem do ławki, a na koniec sceny - bardzo zbłąkany i zagubiony - dał się zaprowadzić za kulisę Deskiewiczowi. Sweet.
Druga scena uliczna była nie mniej ucieszna od pierwszej, a właściwie jeszcze bardziej – zaserwowano nam tutaj moment, który jest jednym z najlepszych, moim skromnym zdaniem. Mianowicie Paweł Kubat zaczął wychodzić z parasolem, jak powinien, ale zgięty artretycznie wpół, z długą, rabinową brodą, a tancerze wszyscy mieli żydowskie czapki i doklejone pejsy. Uraczono nas hip-hopową muzyką, do której melodyjnie zarapowano recytowany zazwyczaj „na sucho” tekst o nieśmiertelności, który następnie płynnie przeszedł w… rapową wariację na temat „Snu Tewjego” ze Skrzypka. Rapowane „Błogosławieństwo wam, mazel tov, mazel tov!” po prostu mnie ómarło, a już najbardziej rozłożył mnie refren – powtarzane rytmicznie „Motel Kamzoil, Motel Kamzoil, Motel Kamzoil, to krawiec Motel Kamzoil!”. Wielkie, wielkie brawa dla panów za tę kompozycję i ja poproszę nagranie, to był napad geniuszu! XD
Kolejna scena, kolejne niespodzianki – „próba” Mozarta była bez niespodzianek do chwili, w której Krzysiu i Paweł zaczęli grać to, co Bozia w postaci nauczyciela muzyki przykazała. O ile wcześniej wychodziło im to porządnie, tak w niedzielę, cóż… Trochę gorzej. Celowo sadzone na saksofonie fałsze i jazzowy beat dodany przez Krzysia były po prostu rozczulające, a kiedy przyszła kolej na Cielęcinkę, ta zamiast tradycyjnego trójkąta wyjęła… Coś. Takie dziwne coś, co po dmuchnięciu weń wydawało dźwięk przypominający kwakanie kaczki. Można sobie wyobrazić, że cover Mozarta, który w ten sposób wyszedł, był bardzo… awangardowy. Krzysiu, zaintrygowany instrumentem Grace, egzaminował go ciekawie aż do końca sceny.
W sekwencji duetu Tyrone'a i Iris Krukowski był już ubrany normalnie i właściwie niewiele zostało zmienione poza tym, że zamiast francuskich terminów pojawiły się rosyjskie.
W "Zbliża się" zieleninek, o ile dobrze pamiętam, nie było - i w ogóle wydaje mi się, że w tym momencie zespół mocno przystopował z głupawkami, ku wielkiemu rozczarowaniu moim i innych fanów. Zgaduję, że pan dyrektor wchodzący i wychodzący za kulisy miał z tym sporo wspólnego. Z mojej strony za to wielkie Buuuuu.
Dialog przed „Zagrajmy scenę” też bez niespodzianek, za to z bardzo fajną grą obojga partnerów. Jeśli zaś chodzi o samą piosenkę, to najpierw zabłysnął Tomek Czarnecki, wprowadzając laleczkę, która wzbogacona została o burzę zmierzwionych niesfornie, rudych włosów. Wydaje mi się, że Dorota lekko się na jej widok zgotowała, a na pewno bardzo rozczuliła – w przerywniku instrumentalnym bez ceregieli chwyciła laleczkę w ramiona i zaczęła ją czule tulić, co marionetka odwzajemniła, a przy „Ja i ty,” zamiast pochylić się na nowo i cmoknąć marionetkę, Serena… rzuciła się Tomkowi na szyję w bardzo czułym i słodziasznym geście. Speszyła się tym dopiero, gdy melodia prawie dobiegła końca, i w pośpiechu pozbierała książki i wybiegła, zostawiając osłupiałego Tomka.
W przejściu do następnej sceny nastąpił lekki ambaras – dało się słyszeć jakieś „Zasłoń, zasłoń!” i trochę czasu minęło, zanim na scenie na nowo pojawił się Schlomo. Znowu zastąpił saksofon jakimś innym instrumentem, o ile mnie pamięć nie zwodzi, ale nie pamiętam już, co to było – w każdym razie coś uciesznego. Do pojawienia się Krzysia niespodzianek nie było, ale chwilę później pojawiły się zaimprowizowane teksty, jak Renia do Krzysia: „To ty umiesz grać?” czy, również Reniowe, „Zamienić, zamienić, to łatwo powiedzieć: „zamienić”!”. Największa atrakcja, która rozłożyła widzów na łopatki, nastąpiła z chwilą pocałunku, który był dosyć, ekhym, intensywny – po oderwaniu się od Schloma Carmen złapała się za usta i spojrzała na niego z szokiem, po czym oznajmiła figlarnie, najwyraźniej radośnie zaskoczona: „Dzikus!”.
Nie przypominam sobie, żeby jakieś wyjątkowe nowości pojawiły się podczas całej sekwencji rozmowy Tyrone’a z Miss Sherman i kłótni nauczycielek – właściwie aż do końca I aktu nie dodano nic nowego, jedynie na ulicy w „Życie to gra” Laleczka Tomka Czarneckiego prowadziła bardzo kwitnące życie towarzyskie pośród b-boyów.
Nic nie zmieniono również w początku II aktu (a szkoda, chociaż i tak pięknie wyszło, jak zwykle zresztą). Właściwie to wszystko było, jak pan reżyser pierwotnie przykazał, ładnie, zgrabnie i grzecznie, aż do Modlitwy Mabel, kiedy to zamiast batonika Iris zaprezentowała hamburgera z McDonalda. W przerwie między piosenką a ostatnim, kulminacyjnym dźwiękiem, Karolina Merda rozpaczliwie jęknęła w stronę Zbawiciela: „Czy Ty mnie w ogóle słuchasz?!”
Piosenka się skończyła, dziewczyny odpląsały, Carmen została z boku, obrotówka zaczęła się kręcić… by po chwili naszym oczom ukazał się fanservice, na widok którego wszystkie fanki Marka Kaliszuka powinny były wydać z siebie zbiorowy pisk. Nick objawił się bowiem widowni w luźnych spodniach od dresu – i tylko w nich, prezentując swoją nagą pierś narodowi. Przyznaję, zakrztusiłam się wtedy niemalże, a nawet niczego nie jadłam ani nie piłam. Renia zachowała rezon i twardo grała, aż do chwili pokazania Nickowi własnego sposobu na odprężenie, bo kiedy zaczęła całować półnagiego kolegę, pociągnęła go za sobą na ziemię tak, że ten o mały włos nie wylądował na niej w sytuacji bardzo dwuznacznej – gdyby to się posunęło dalej, przy logu powinno by się postawić czerwony kwadracik. Kolejną małą zieleninką tej sceny było, że Dorota w oburzeniu wrzasnęła: „Czy ty ćpasz?!”, tym samym zgrabnie nawiązując do kolejnego tytułu na F., który zniknął w tym sezonie, nie doczekawszy się nawet pożegnania.
„Think of Meryl Streep” bez nowości, poza tylko jedną, niezamierzoną: mianowicie Dorota niezbyt fortunnie się początkowo ustawiła, tak, że snop światła w ogóle jej nie chwytał, wobec tego utonęła na chwilę w ciemności.
Dalej dialog między Carmen i Schlomo bez niespodzianek, ucieczka Carmen z Elliotem też (poza jedną – kiedy jego koledzy produkowali się tańcując, Roofi siedział oparty o beczkę z laptopem Apple’a na kolanach)…
Za to jak najbardziej niespodzianka w scenie ze „Śmiercią komiwojażera,” i to niejedna. Zaczęło się od Alicji Piotrowskiej, która zamiast przywoływać do porządku Grace, zdecydowała się skupić swój gniew na Joe, krzycząc „Vega… Vega! Wracamy do „Śmierci komiwojażera”.” Wywołany w ten sposób do odstrzału, Wisło wstał, zaczął coś tam próbować dukać i się plątać, dopóki Mabel nie przyszła mu na pomoc, oświadczając dziarsko, że ona wie, że Grace się nauczyła. Pani Sherman skwitowała to słowami: „No dobrze, siadaj, Joe. Mniej siłowni, więcej literatury.” W tej chwili odkryłam, że kocham panią Sherman i chcę mieć jej dzieci…
… No dobra, może nie dosłownie. Ale you get the point
Na tym nie koniec, bo kiedy Grace się naprodukowała, przyszła kryska na matyska, to jest na Tyrone’a, który znowu popisał się kreatywnością. Na pytanie, jakie prawdy chciał nam przekazać pan Miller, zapytał z głupia frant: „Pan premier Leszek Miller?”. Nauczycielka wyrwała mu komiks i oświadczyła: „Miejsce Supermana, którego czytasz, jest na kryptonie,” dalej przez chwilę bez nowości, aż Krukowski zamiast poprosić o dokończenie komiksu, poprosił o pożyczenie długopisu. To zmusiło panią Piotrowską do improwizacji, z której ładnie wybrnęła, „nagle” wpadając na pomysł i proponując, żeby jej niesforny uczeń poczytał na głos. W tym momencie już drżałam, co dalej będzie z tą sceną, i moje podejrzenia się potwierdziły, gdyż Kruk przeczytał całą kwestię o wspomnieniu płynnie i bezbłędnie, zyskując masę oklasków, ale po raz kolejny wpędzając swoją sceniczną partnerkę w sytuację improwizacyjną. Przez chwilę było niezręcznie, ale Kruk szybko się opanował i krzyknął swoją linijkę o nie-byciu idiotą. Coś tam potem też zamotano z tekstem, ale nie pamiętam dokładnie, co – w każdym razie w pewnym momencie Alicja Piotrowska krzyknęła „Tyrone, mam cię dość!” wyraźnie próbując zachować jakąś spójność. Krukowski sparował tekstem o poprawce, ale kiedy Sherman już-już miała go spoliczkować, uchylił się w ostatniej chwili i… pocałował nauczycielkę. Zdenerwowana do granic możliwości, pani Sherman zdecydowała się ukraść uczniowi zadanie sceniczne i sama rzuciła stanowczo ławką, wychodząc z klasy z godnością. Tyrone odkrzyknął za nią, że jego żywioł to nie taniec, tym razem, a całowanie, na co Mabel zapytała go ze złością: „I co, masz zamiar kręcić tyłkiem na ulicy i w Mam Talent! przez resztę życia?!”
W beatboxie były dwie główne atrakcje – moment z Elliotem, kiedy się zaciąga (owo zaciąganie się Tyrone przeciągnął bardzo, bardzo długo, a biedny Bacajewski ledwo tam wyrabiał) i motyw z Lalkarzem Tomka Czarneckiego, który zamiast tradycyjnej pozy i uroczego uśmiechu, uformowany został na zombie i rycząc, ruszył na Mabel, którą zaczął podduszać ku wielkiej uciesze widzów. Reszta – bez niespodzianek, aż do pojawienia się pani Sherman, którą Roofi z ekipą powitali cynicznym „Dzień dobry” i podobnymi tekstami zaimprowizowanymi, ale minimalnie. Wydaje mi się, że niedzielne „To moje dzieci” były jakoś tak bardziej emocjonalne i z nutką wzruszenia, niż zwykle, ale to mogło być równie dobrze tylko moje odczucie.
Jeśli chodzi o uczniów w stopklatce, zadymiono ich strasznie, a Vega zasłaniał twarz czapką – ale nie zwyczajową, czarną Romea, ale różową z niebieskim piórem, ze swojego kostiumu z „Kiss me, Kate!”. Poza tą czapką i dodaniem „jasnej” w tekście Nicka: „Ust, do cholery,” innych nowości nie odnotowano, za to rozczulił mnie niesamowicie wstęp do niej Tomka Czarneckiego: wjechał on mianowicie z tablicą, na której napisane było tylko słowo „Pa…”, a na „cyknięciu” uniósł smętnie rękę do góry w geście pomachania ze smutną miną. Awwww! *leci przytulić Lalkarza*
W striptizie Carmen też właściwie żadnych zmian, poza jedną, która raczej nie była zaplanowana – albo scenografia postanowiła pożyć własnym życiem, albo ktoś walnął w nią ze zbyt dużym impetem, grunt, że neon z napisem HOLLYWOOD postanowił nagle zawalczyć o własną niepodległość i spadł – na szczęście nie całkowicie, bo to mogłoby mieć poważne konsekwencje, ale zawisł smętnie na jednym tylko rogu i tak już krzywo wisiał, trzymając się dzielnie, do końca spektaklu.
Dialog pojednawczy Tyrone’a i Iris bez niespodzianek, które bym sobie przypomniała.
Podczas kręcenia się obrotówki dało się słyszeć cichą melodię wygrywaną na pianinie – osobiście dałabym głowę, że było to „Mydełko Fa,” chociaż Goldi uważa, że to była jakaś klasyczna melodia, więc jest to poddane w wątpliwość. Dość powiedzieć, że grał to Alek Perski przed rozmową nauczycieli. Poza tym żadnych nowości w tej scenie nie odnotowano.
Dalej wstęp do „LA” z Carmen, Grace, Schlomem i Vegasem – bez zmian, na szczęście. „LA” odśpiewane bez żadnych odwracaczy uwagi, w najlepszym, Reniowym stylu. Nie mam pytań, pięknie było. „Schlomo, to już naprawdę ostatni raz” rozbroiło także i mnie. Brawo. EDIT: Tylko jakiś dziwny, plumkający dźwięk przewijał się raz za razem rytmicznie, jakoś tak co drugi takt, przez całą piosenkę...
Impreza pożegnalna – Mabel wniosła na scenę tort z zapalonymi świeczkami z liczby 50, dzięki czemu dowiedzieliśmy się, że spektakl nie tylko ostatni, ale i 50-ty, co zgrabnie wyszło, nie? Sensację wzbudziła Ania Krawecińska, która na scenę weszła nie w spódnicy, ale w uroczym garniturku, zresztą – jak to z rozkoszą ogłosił Wisło – dwustronnym! Kwik, ja chcę taki!
Repryza „Zagrajmy scenę” była po prostu, że tak się wyrażę, słitaśna – z chwilą wyciągnięcia róży przez Nicka nabrała rozbrajającego wyrazu, a już na koniec, kiedy zamiast iść każde w swoją stronę, Serena i Nick ruszyli, objęci i wyszczerzeni w błogim uśmiechu, razem za kulisę, rozpłynęłam się w nadmiarze słodyczy. Niby spodziewałam się, że tego wieczoru tak to rozegrają, ale wyszło po prostu przeuroczo. No i dobrze, niech tych dwoje chociaż raz ma swój hepi end.
„Bring on tomorrow” – Schlomo po raz kolejny zaprezentował swoją wirtuozerię, wychodząc z plastikowym, mini-keyboardem dla dzieci, na którym zagrał swoją wstępną melodię. Trochę to kontrastowało z tym, że oznajmiał nam właśnie, że Carmen nie żyje, ale co tam, podczas tego spektaklu mało kto już próbował utrzymywać pozory powagi… Sama piosenka mnie wzruszyła. To było… ładne.
Na Finale pod koniec puszczono konfetti, nad sceną zawisła tablica z wielką 50-tką, na drugim bisie światła na widowni zaczęły szaleć, na scenę zostali wciągnięci Marta Smuk i Jakub Kornacki (drugoobsadowy Nick, który również był na widowni, nie dał się skusić, niestety)… A mnie najbardziej podbiła Julia Frankowska, która do tej sceny wybiegła w kostiumie i makijażu stylizowanym na Czarnego Łabędzia, w oczywisty sposób nawiązując do „Black Swana” z Natalie Portman. Nie muszę chyba dodawać, że zarówno Finał, jak i oba bisy, utonęły w entuzjazmie widowni, która dała się porwać bez żadnych hamulców i dawała upust swojemu uznaniu i uwielbieniu dla spektaklu, jak tylko mogła. Ja również dałam się ponieść temu szałowi – jakże by nie? To było zaraźliwe. No i, w końcu, to już ostatni raz…
Wypadałoby jakoś teraz podsumować ten spektakl, prawda? Ale tego podejmę się już w innym temacie, bardziej po temu odpowiednim, teraz natomiast dodam tylko, że w pewnym momencie (nie pamiętam, w którym) tablicę Tomka Czarneckiego zdobił śliczny rysunek Sereny i Lalki. Niniejszym oddaję teraz głos innym, którzy mogli zapamiętać i wychwycić więcej – uzupełniajcie, ja na pewno o czymś zapomniałam czy nawet paru rzeczy nie wychwyciłam.
Zespołowi natomiast z całego serca dziękuję – za ich inwencję, za to, że pół spektaklu przepłakałam ze śmiechu, za pożegnanie tego tytułu w wielkim, niezapomnianym stylu. Jesteście najlepsiejsi na świecie, kochani.
Ostatnio zmieniony przez Draco Maleficium dnia Śro 18:27, 09 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kuncyfuna
Admin (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ...z prowincji.
|
Wysłany: Śro 20:02, 09 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
No to gwoli uzupełnienia Nie będzie szczegółowo, bo jakby tego nie opisać i tak nie odda całej głębi i istoty. Kto był, ten wie... a kto nie był ma czego żałować i o.
- na samym początku, kiedy Renia śpiewała "spraw (...) by stał się cud", ktoś (Tyrone?) zaczął schodzić ze sceny...zwieszając się z kanału.
- W "życie to gra" pan Śledź do sławetnego "żeby byś aktorem nie wystarczy [to co tu zawsze jest xD] i mieć talent" dodał "i być ładnym"
- Na lekcji tańca Miss Bell powiedziała dokładnie „chłopacy robią pompki – Tyrone liczysz, a dziewczyny rozciągają się w szpagacie…lub PÓŁszpagacie”. W tym momencie Renia z triumfem na twarzy zaprezentowała szpagat, na co pani Andrzejewska zareagowała „Carmen, zaskoczyłaś mnie”. Chwilę później, w momencie kiedy zawsze któryś z uczniów podchodzi do nauczycielki twierdząc, że ma z czymś problem, wyszedł chłopak o kulach, z nogą w gipsie i zaczął się zwierzać ze swoich problemów.
- W pewnym momencie Tomkowa Lalka została pozbawiona nogi, którą Tomek trzymał w ręku
- Cytat: | Wydaje mi się, że Marek przy tekście o mamie ciągającej go na przesłuchania odparł coś w stylu "Zaczęła ciągać mnie na przesłuchania, zanim jeszcze byłem w stanie powiedzieć "Rennie"" |
Ooo. Ja byłam pewna, że w tym momencie powiedział „Ciągała mnie na przesłuchania odkąd na ‘chleb’ mówiłem ‘BEB’”. xDD ...i zastanawiam się jak to możliwe, bo "Rennie" nie jest nijak do tego podobne. xD ktoś może słyszał jeszcze coś innego...? xD nie wiem, może Marek powtórzył tę kwestię, jako że przez "widowniany" śmiech nic nie było słychać...? ...hm.
- Cytat: | Ponadto Karolina Merda ciągle improwizowała z tekstem i na samym początku, kiedy Deskiewicz chciał ją przekupić batonikiem, wyjęła jakąś przekąskę i oświadczyła z wyższością, że eeee, ona ma swoje. |
Tajemniczą Przekąską na moje oko były delicje. I kiedy weszła Iris, Mabel podeszła do niej i rzekła "chcesz jedno...? niee? ...to ja zjem".
- Cytat: | W sekwencji duetu Tyrone'a i Iris Krukowski był już ubrany normalnie i właściwie niewiele zostało zmienione poza tym, że zamiast francuskich terminów pojawiły się rosyjskie. |
To nie terminy rosyjskie, tylko breakdance'owe ) Julia powiedziała coś w stylu "nie wytrzymujesz we freezie, beznadziejnie kręcisz bary..."
- W scenie, kiedy Grace wbiega do sali i widzi Schloma całującego się z Carmen, Krzysiu zgrabnie jej wytłumaczył "my się tu tylko całujemy...yyy...próbujemy!"
- W scenie z beatboxem na Tyrone'owy mikrofon została założona pięciolitrowa butelka.
I to chyba tyle odnośnie zielenin. Ogólnie bawiłam się bardzo dobrze i fajnie, że zieleninowatość chyba powoli staje się tradycją, bo to naprawdę duża radocha wyłapywać takie "niuanse"...tym bardziej, że zespół chyba też się dobrze bawił. Godne było to pożegnanie i cieszę się, że koniec końcem miałam okazję uczestniczyć w nim osobiście.
PS: Kaliszuk jako Pinokio...!!!! <333
Ostatnio zmieniony przez Kuncyfuna dnia Śro 20:04, 09 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Anatewki
|
Wysłany: Śro 20:22, 09 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
To ja sprostuję, że w tym momencie:
Kunc napisał: |
To nie terminy rosyjskie, tylko breakdance'owe Julia powiedziała coś w stylu "nie wytrzymujesz we freezie, beznadziejnie kręcisz bary..." |
owszem, Iris użyła terminów hip-hopowych, ale Tyrone odparował, że nie rozumie ani słowa po rosyjsku
No właśnie, wiedziałam, że o czymś zapomniałam Dzięki za uzupełnienie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kamilka__
KMTM
Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 349
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Tczew
|
Wysłany: Śro 20:28, 09 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Poza tym co dziewczyny juz napisały (cóż za pamięć, łał ) :
- w Meryl Streep zamiast jednego portretu Meryl pojawiła się fotografia pewnego amerykańsiego aktora
-granitur Grace pochodzi z Małego Księcia
Dorota Białkowska i Cezaty Krukowski (za zsuniecie się ze sceny na egzaminie ;p) są moimi mistrzami w stwarzaniu radosnych sytuacji
Ktoś z siedzacych w loży się spóźnił i wszyscy studenci musieli sie podnieść, to też w ramach zielenin okołospektaklowych a schodni było zapchane co do milinetra
Kurczę, fajno było Więcej zielonych spektakli poproszę, tylko bez schodzenia z afisza
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kuncyfuna
Admin (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ...z prowincji.
|
Wysłany: Śro 20:43, 09 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Kamilka__ napisał: | - w Meryl Streep zamiast jednego portretu Meryl pojawiła się fotografia pewnego amerykańsiego aktora |
Ten aktor tam był zawsze. ...i zawsze miałam rozkminy co on tam robi wśród babek xD
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kamilka__
KMTM
Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 349
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Tczew
|
Wysłany: Czw 17:39, 10 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Kuncyfuna napisał: | Kamilka__ napisał: | - w Meryl Streep zamiast jednego portretu Meryl pojawiła się fotografia pewnego amerykańsiego aktora |
Ten aktor tam był zawsze. ...i zawsze miałam rozkminy co on tam robi wśród babek xD |
Naprawdę? ale wtopa x)
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|