Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Anatewki
|
Wysłany: Nie 0:02, 09 Mar 2008 Temat postu: Św. Franciszek - spektaklowy a historyczny |
|
|
... czyli bierzemy świętego pod lupę Tutaj jest miejsce dla waszych przemyśleń odnośnie historycznego Biedaczyny z Asyżu i wszystkiego, co się z nim wiąże.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Kuncyfuna
Admin (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ...z prowincji.
|
Wysłany: Nie 16:10, 09 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Kocham tą postać! "Francesco" sprawił, że zaczęłam inetersować się biografią prawdziwego Franciszka (i nie żałuję..). Właściwie ciężko mi uwierzyć, że ktoś taki naprawdę żył. W tej chwili to mój ulubiony święty (i nie sądzę, żeby to się szybko zmieniło)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Anatewki
|
Wysłany: Wto 12:08, 11 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Trudno zaprzeczyć. Ja również zaczęłam się nim interesować głębiej po musicalu (a właściwie po uzyskaniu wiadomości o musicalu), ale sam święty zachodził mi drogę już jakiś czas temu - przez długi czas należałam do parafii prowadzonej przez zakon franciszkanów właśnie. Uwielbiałam ich, Franki to najfajniejsi zakonnicy, jakich można spotkać! Jeden z nich kazał mówić do siebie "DJ Yyyrek" Spuścizna i radosny duch Założyciela robią swoje i czuwają nad nimi.
Jeśli chodzi o Franciszka... jestem nim oczarowana i zafascynowana. Mnie tez trudno uwierzyć, że kiedyś tam, w mieście Asyż, urodził się ktoś, kto naprawdę postawił Średniowiecze i Kościół do góry nogami w taki sposób. Wariat? Z pewnością dla niektórych tak. Ale dla mnie niezupełnie - raczej tak normalny, jak żaden z nas nie byłby w stanie się odważyć. Miłość, jaką darzył wszystko, co żyje, jest piękna. Chcę się jej nauczyć - jakże łatwiej byłoby wtedy żyć... Chociaż dosyć słabo wykształcony, dla mnie jest jednym z najmądrzejszych ludzi chodzących po świecie. Kusi mnie coraz bardziej jego wizja wolności - jak cudownie byłoby pozbyć się tego, co mnie pęta, wszystkich tych spraw, obowiązków, własności... Ta wolność byłaby niewyobrażalnie słodka. Ale w dzisiejszych czasach nie sądzę, że coś takiego byłoby możliwe... Dlatego tym bardziej tęsknie patrzę na Wesołka Bożego.
Poza tym ta postać jest bardzo... rozczulająca. Rozbrajające jest nazywanie przez niego wszystkiego per "brat", "siostra." Urocze jest jego uwielbienie dla zwierząt, a także niebywała niewinność i prostota jego rozumowania. Owszem, był niezwykle radykalny. Ale to dlatego, że wg niego nie było innej drogi do Zbawienia i pojednania się z jego Ojcem. Jeśli ktoś wierzy tak, jak wierzył Franciszek, radykalizm jest jedynym sposobem życia.
Chciałabym tu napisać jeszcze duuuużo, duuużo. Ale może poczekam na wypowiedzi innych, żeby jakoś to poukładać i nie pisać tu od razu całej rozprawy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Anatewki
|
Wysłany: Pią 17:12, 13 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
W pytaniach i wątpliwościach i przy okazji "Spisku franciszkanów" został co nieco poruszony wątek historycznego tła dla musicalu. Myślę, że ciekawie byłoby zwrócić uwagę na to, co zostało we "Francescu" zmienione, dodane lub przekazane w taki sposób, że część kontekstu zostaje pokazana poprzez jedno słowo, gest, ułożenie na scenie. Wydaje mi się to fascynującym tematem, zwłaszcza, że w musicalu zostało pokazanych sporo nieścisłości. Najlepszym przykładem jest Beatrycze - taka postać w ogóle nie pojawiła się w życiu historycznego Franciszka, już bardziej jest uosobieniem wszystkich jego towarzyszek na ulicach Asyżu, kiedy był radosnym przywódcą zabaw i tańców młodzieży. Szalenie mi się podoba ten zabieg Kwestia pierwszych braci też jest bardziej symboliczna, niż dokładna i myślę, że celem tego zabiegu - jak i paru innych wątków w musicalu - jest upodobnienie Franciszka do Jezusa, podkreślenie podobieństwa jego losów do jego ukochanego Zbawiciela. W końcu mamy 12 Apostołów... Że już nie wspomnę o analogii Jan a Capello/Judasz Iskariota, bo to wręcz bije w oczy.
Postać Eliasza też bym chętnie obgadała, ale to na później Ktoś chce pociągnąć?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kuncyfuna
Admin (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ...z prowincji.
|
Wysłany: Pią 17:38, 13 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
W sumie dopiero teraz dociera do mnie, jak bardzo spektakl jest spłycony. Może nie w sensie przekazu, ale treści na pewno. Wiele ważnych wątków w spektaklu zostało przekazane za pomocą jednego zdania, czasami jednej małej wstawki w którejś ze scen, np. ślepota Franciszka. Poza "blask jego złota mi wypala oczy" i "wybacz mi, Panie, to że jeszcze widzę" nic więcej na ten temat nie ma. Tak samo kwestia wypraw krzyżowych, ukazana jest dwa razy: mianowicie podczas audiencji u Papieża (przebiegający rycerze) i znowu w Drodze Krzyżowej. Osoba, która nie zna życiorysu historycznego Świętego, albo nie zwróci na to specjalnej uwagi, albo potraktuje to jak coś, co uatrakcyjnia spetkakl, w przypadku tuptających rycerzy. Ja sama tak to odbierałam na początku.
Kolejna kwestia to lata młodości Francesca. Tak naprawdę w spektaklu przemiana Franciszka jest pokazana w sposób dość łagodny. Jest to skupione bardziej na szaleństwie (scena w więzieniu), niż na duchowości, i myślę, że chyba byloby trochę lepiej, gdyby Francesco zamiast na początku okazywać swoje zainteresowanie trędowatym, np. go odtrącił, odepchnął czy coś w tym rodzaju. Prawdziwy Franek przed przemianą, tak jak inni ludzie, czuł obrzydzenie do trędowatych, więc akurat początkowa scena trochę przeczy historycznemu Franciszkowi, co nie zmienia faktu, że idealnie pasuje do klimatu spektaklu.
Trochę pominięto także fakt, że Franciszek w młodości, ku zdenerwowaniu ojca, oddawał się tylko i wyłącznie zabawie, i w dużym stopniu bliskim kontaktom z kobietami. Ta kwestia jest niby pokazana przez pryzmat Beatrycze, ale jednak moim zdaniem i tak nie dokońca oddaje ducha historycznego Francesca, który do kobiet raczej się nie przywiązywał.
No i wspomniany przez Draco Eliasz. Tak naprawdę, dopóki Franciszek żył, Eliasz był z nim bardzo blisko. Zawsze miał jakieś swoje ciągi do ksiąg i nauki, jednak tak naprawdę zepsuł się dopiero po śmierci Franciszka.
Tak czy inaczej, zdaję sobie sprawę, że ciężko w 3 godzinnym spektaklu ująć wszystko i uważam, że Francesco bardzo dobrze oddaje ducha historycznego Franciszka, m.in przez te mały zwroty o ślepocie, czy teksty w stylu "Brat Osiołek znosi to cierpliwie". Tyle tylko, że żeby je zrozumieć, trzeba wiedzieć co nieco o postaci historycznej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Anatewki
|
Wysłany: Pią 18:08, 13 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Kolejną nieścisłością jest scena "Rapu Eliasza" (^^), kiedy to przekazuje mu się funkcję Generała Zakonu. W rzeczywistości Franciszek sam zrezygnował z przewodnictwa, co ogłosił na jednej z generalnych kapituł, a zwierzchnictwo nad swoją trzódką powierzył nie Eliaszowi, a Piotrowi Cattaneo. Było to tuż przed tym, jak Franciszek powędrował do Egiptu nawracać Sułtana (xD). Eliasz otrzymał tę funkcję dopiero później, i wtedy jeszcze - choć, co prawda, zwracał uwagę na praktyczne niedogodności funkcjonowania Zakonu - był z Franciszkiem na tyle blisko, że ten pozwolił mu zobaczyć stygmaty, zresztą Franciszek bardzo go kochał pomimo tego, że Eliasz był bardzo uczonym człowiekiem i zanim wstąpił do Zakonu, był uważany za jednego z najinteligentniejszych i najbardziej wpływowych ludzi w Asyżu. W musicalu zrobiono z niego ach, jakże demonicznego, ambitnego drania, który tylko szuka pretekstu, żeby przejąć władzę i wprowadzić swoje porządki w Zakonie. Co ma swój urok, zwłaszcza w kreacji Krzyśka Wojciechowskiego, który do tej roli w takim jej ukazaniu pasuje aż za dobrze Do tego jeszcze wrócę.
Jest jeszcze kwestia Pacyfiki i całej rodziny Klary, która w musicalu została przedstawiona dość szczątkowo. Pacyfika w rzeczywistości nie była siostrą Klary, ta miała dwie inne młodsze siostry, z których jedna - Agnieszka - wylądowała potem w zakonie, a druga przystąpiła, o ile dobrze pamiętam, do Tercjarzy i miała na imię Beatrycze (ale tu mogłam coś pokręcić).
Postać Jana też została "nadmuchana" w proporcjach - w musicalu Jan stał się niemalże katalizatorem rozłamu w Zakonie, podczas gdy w rzeczywistości awantura z nim w roli głównej miała znacznie mniejsze rozmiary. To, że się powiesił, nie jest do końca sprawdzone i często historycy uznają to za jeszcze jedną legendę mającą upodobnić Francesca do Jezusa.
No właśnie... tu wchodzimy w sferę formy spektaklu. Nie wydaje mi się, że "spłycenie" to dobre określenie dla tego, co zrobili Kościelniak i Kołakowski. Wszystkie te zabiegi, zmiany w historii, wydają mi się celowe. To nie ma być dokument o świętym Franciszku - to jest opowieść. Im bardziej o tym myślę, tym bardziej przypomina mi to właśnie baśń, może co nieco legendę, ale o wiele bardziej "ludzką" niż np "Kwiatki świętego Franciszka." To nie są Kwiatki, to jest opowieść o człowieku. Teatralna, a zatem trzymająca się pewnych norm konwencji. Mamy standardowy w musicalu trójkąt miłosny, mamy Tych Złych, mamy akcję, punkty kulminacyjne. Mamy pewną konkretną formę potraktowania historii - formę poetycką, dramatyczną, sięgającą po schematy nie po to, żeby spłycić historię, ale żeby pokazać pewien zamysł reżysera. Wszystko tu jest na swoim miejscu, każdy wybór wydaje mi się świadomy i służący konkretnemu celowi. To, że na samym początku Francesco patrzy za trędowatym (chociaż i w wersji Dziadka i Kocura widać początkowo pewien strach, niepewność, raz zdarzyło się wręcz obrzydzenie), zamiast uciec od niego i przegonić precz, służy pokazaniu jego odrębności od reszty mieszkańców, oddaje jego artystycznego ducha i nieco wyobcowania pośród rówieśników. Podobnie skupienie się na "szaleństwie" - pląsy Francesca w klatce tylko podkreślają ogrom przemian, jakie zachodzą w tym młodym człowieku i ja osobiście odbieram to jako jego własną, celową grę (jeszcze zależy od tego, kto konkretnie gra tę rolę, bo u każdego z panów interpretacja wygląda nieco inaczej). Moim zdaniem to całkiem trafnie oddaje w ekspresowym tempie zmiany, które zachodziły we Franciszku przez lata. Podobnie inne zabiegi typu truchtanie rycerzy = krucjaty czy wspominanie o ślepocie na widok bogactw Rzymu w Drodze Krzyżowej. Naturalnie, tego wszystkiego nie dałoby się zamknąć w trzech godzinach i z tego względu uważam, że Kościelniak dobrze to rozgrał, idąc bardziej w stronę poetyckości niż dokładności historycznej. Na koniec wspomnę tylko genialną, moim zdaniem, scenę Szalonych Mnichów - wspaniały i wbijający w fotel sposób ukazania stopniowego rozpadu Zakonu, chylę czoła przed tym genialnym pomysłem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kuncyfuna
Admin (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ...z prowincji.
|
Wysłany: Pią 18:17, 13 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Mi też się nie wydaje, że "spłycenie" to dobre słowo, ale innego nie mogłam znaleźć I też nie uważam, żeby spektakl był zły, broń Boże. Kościelniak bardzo dobrze to przedstawił, wszystko w wielkim skrócie, ale jednak najważniejsze rzeczy zostały ujęte. Wszystko w miarę płynnie się ze sobą łączy, i to że w spektaklu nie ma np. opowiastek w stylu Wilka z Gubbio etc, wcale mi nie przeszkadza. Chodzi mi tylko o to, że żeby tak naprawdę zrozumieć spektakl, każde zdanie etc., trzeba jednak zapoznać się z życiorysem Franka. I tutaj chylę czoła przed panem Kołakowskim, za to, że wplótł w libretto tyle czysto Frankowych zwrotów, no i wiele nawiązań, dla przeciętnego widza na pierwszy rzut oka nic nie znaczących. Dużą siłą tego libretta jak i calego spektaklu jest to, że przeciętny szary widz zrozumie fabułę i cały przekaz spektaklu, a widzowie bardziej wdrążeni w temat mogą wyszukiwać wszystkie smaczki i głębsze dno. I to jest piękne.
|
|
Powrót do góry |
|
|
ola
KMTM
Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: czarna dupa
|
Wysłany: Wto 23:13, 26 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
dzisiaj na historii mialam o Franciszku z Asyżu.. Dyrektor opowiadal o Pani Biedzie. o jego ojcu. o zakonie. o tym jaki byl, o jego przemianie... jaki był przed i jaki po. i o zakonie franciszkanow. ciekawa lekcja była.. na chwile tez kazal nam posluchac jak ptaszki spiewaja za oknem
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|