Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Anatewki
|
Wysłany: Nie 21:30, 30 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
"I love you, Philip Morris" - gejowska komedia romantyczna z Jimem Carreyem, i to powinno wystarczyć za podsumowanie Dodać do tego jeszcze Ewana McGregora w roli tytułowej i jest słodko, uroczo, śmiesznie, a nawet śmiesznie na dwa sposoby - jest i humor niewybredny w stylu chmur w kształcie genitaliów, ale są i przekręty, i zwroty akcji, i humor słowny, sytuacyjny, zaś para głównych aktorów po prostu rozbraja. Chcecie się pośmiać przy czymś zarazem niekonwencjonalnym i konwencjonalnym? Polecam, bawiłam się bardzo dobrze i o dziwo, reszta widzów też, a bałam się, że jak zobaczą, co jest wątkiem głównym, będą z oburzeniem wychodzić z sali...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Goldi
Moderator (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kieźlinowo ;))
|
Wysłany: Śro 9:21, 02 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Popieram. Film szalenie mi się podobał i z chęcia obejrzałabym go jeszcze raz chociażby dla samego Ewana I też byłam zaskoczona reakcją widzów a muszę przyznać, że miałam obawy szczególnie dotyczylo to starszego państwa siedzącego obok mnie, które przez większość filmu śmiało się najgłośniej
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kuncyfuna
Admin (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ...z prowincji.
|
Wysłany: Sob 22:05, 19 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Kolejnym filmem do którego się przymierzałam (i przymierzyć się nie mogłam) był "Markiza de Pompadour. Królewska faworyta" - o jednej z licznych kochanek Ludwika XV. Choć tematyka nie do końca to przypomina, całość ma klimat nieco sielankowy (a przynajmniej mi się tak skojarzyło). Może nie trzymał jakoś specjalnie w napięciu i nie wciągał tak, że nie można się było się oderwać, ale oglądało się dość przyjemnie. Prawdopodobnie za sprawą ładnej otoczki (Wersal i Francja XVIII wieku - czyli to co Kuncyfuny lubią najbardziej), jak i całkiem niezłych aktorów. Wprawdzie całość trochę mijała się z prawdą, a Ludwik XV (Vincent Perez) i Pompadour (Hélène de Fougerolles) zostali nieco wybieleni, ale ogólnie film całkiem przyjemny.
Następnie postanowiłam "rozprawić" się z "Mikołajkiem". Ileś lat temu namiętnie zaczytywałam się w książkach z tej serii i byłam ciekawa, jak wyjdzie to w wersji filmowej. I wyszło całkiem przyjemnie Niestety z racji czasowych przedstawionych zostało tylko parę sytuacji, a szkoda - tu nie obraziłabym się, gdyby nakręcili parę kolejnych części. Chłopcy zostali dobrani świetnie: Annaniasz, Alcest, Kleofas... Mikołajka wyobrażałam sobie trochę inaczej, ale odtwórca tej roli naprawdę bardzo mi się podobał, pod każdym względem. Bardzo przyjemnie mi się to oglądało, parę razy uśmiechnęłam się pod nosem i jakiś sentymencik wrócił. Podejrzewam, że w najbliższym czasie zabiorę się za lekturę części, których jeszcze nie przeczytałam.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Anatewki
|
Wysłany: Czw 13:10, 15 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Obejrzałam w końcu "Galerianki" i podobało mi się. Dziewczyny w głównych rolach grały świetnie i obserwując ten świat, którego z całej siły unikam, miałam przez większą część czasu minę pełną zażenowanego politowania, co mówi całkiem sporo o świecie przedstawionym realistycznie i z mocą. Żal było Michała... Smutne jest to, że takie rzeczy w gimnazjach to nie pierwszyzna.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Anatewki
|
Wysłany: Śro 15:22, 28 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Jestem świeżo po obejrzeniu obu części "Going Postal," trzeciej już adaptacji prozy Pratchetta na mały ekran brytyjskiej wytwórni Sky. Jak dla mnie, GP jest jak do tej pory najlepsze i bardzo dobrze rokuje na przyszłość. "Wiedźmikołaj" miewał trochę niezręcznych momentów, "Kolor magii," choć bardziej dynamiczny, też, tutaj już nie było po tym śladu i dłuższe ujęcia "reakcji" nie wydają się wymuszone dla podkreślenia gagu, a płyną bardzo naturalnie. Być może jest to rezultat nie zatrudnienia Davida Jasona (który był przyzwoitym Rincewindem, ale podkreślanie jego obecności w "Wiedźmikołaju" było irytujące), ale wszystko wydaje się tu sprawniejsze, szybsze, bardziej dynamiczne, a jednocześnie bardziej sensowne i lepiej przemyślane. Fakt, że lwia część akcji dzieje się w Ankh-Morpork, nie jest bez znaczenia - miło patrzeć, jak to miasto ożywa, a chociaż nie pokazano nam zbyt wiele jego zakamarków, a twórcy mogliby się wykosztować na nieco więcej statystów, czuć tę specyficzną atmosferę, którą miasto ma w książkach. Za samo to naprawdę bardzo duży plus. Podobały mi się też kostiumy, wszyscy ubrani byli po prostu idealnie i chociaż Gilt w dalszym ciągu wydawał mi się za mało piracki, to jednak w większości bohaterowie ucharakteryzowani byli świetnie i nawet kolor włosów Vetinariego mi nie przeszkadzał. Do scenariusza ogólnie nie mam zastrzeżeń, dialogi są świetne i chociaż nie podobały mi się zmiany wprowadzone do finału całej afery, to jednak wyszło całkiem zgrabnie i przyjemnie. Słyszałam zastrzeżenia co do tego, że Angua tak po prostu pokazuje z miejsca, że to ona jest tym słynnym wilkołakiem - mi to nie przeszkadzało zanadto, uznałam to po prostu za ukłon i mrugnięcie w stronę fanów. Zresztą szalenie mi się ta filmowa Angua podobała.
Podobnie, jak cała reszta obsady. Nie ma tu nikogo, kto nie wywiązałby się z zadania, a chociaż np Drumknott niewiele ma w sobie z książkowego pierwowzoru, to taka jego inna, bardziej sprytna i pewna siebie wersja, przypadła mi do gustu (kiedy już wmówiłam sobie, że to dwie różne osoby). Od pana Kata i Dave'a w sklepie ze szpilkami aż po Moista, wszyscy byli moim zdaniem wyśmienici i albo dokładnie tacy, jak ich sobie wyobrażałam, albo bardzo blisko tego ideału. Jedynie Gilt mógłby być mniej agresywny i bardziej łobuzersko opanowany, zamiast wybuchać złością, kiedy coś nie wychodzi, Ridcully zaś za mało dobroduszny i jowialny, ale nie przeszkadzało mi to w odbiorze. Charles Dance jako Vetinari otarł się o perfekcję - znakomity w każdym calu i dokładnie taki, jaki być powinien. Adora Belle po prostu idealna, z pazurem, wyśmienicie wkurzona na cały świat, ostra pomimo prób scenarzystów, żeby ją nieco złagodzić - no po prostu brawo! Co do Moista - mogę właściwie powiedzieć to samo, idealny, pasujący perfekcyjnie, grający wyśmienicie, no po prostu Lipwig wymarzony (gdyby nie ten mały wybuch i nawtykanie jego dwóm listonoszom na początku - hej, on miał się dobrze dogadywać z ludźmi!). Wyróżnić jeszcze muszę Stanleya - o ile jego postać w książce bladła jak dla mnie gdzieś w tle, tutaj Stanley kradł wszystkie sceny ze swoim udziałem, dosłownie awwww! Pan Groat też cudowny, Sacharissa cudownie powściągliwa i zdystansowana, a Otto Chriek powinien mieć chociaż jedno ujęcie dla siebie, bo był tak cudnie zrobiony, że w scenach zbiorowych automatycznie przeszukiwałam tłum w poszukiwaniu jego białej twarzuchny. Wampiry Dysku ftw!
Jak widać, podobało mi się i polecam tę część wszystkim, nie tylko fanom - myślę, że nawet nie znając książek, wyniesie się z tego mnóstwo dobrej zabawy. Mam nadzieję, że kolejne adaptacje będą równie udane. Może teraz coś ze Strażą lub z czarownicami...?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kuncyfuna
Admin (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ...z prowincji.
|
Wysłany: Śro 21:58, 28 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Właśnie obejrzałam "Niebo nad Paryżem". Nie wiedziałam, co to będzie za film - szukałam czegokolwiek, gdzie będę mogła popatrzeć na Paryż. Okazało się, że nie tylko to jest jego atutem. Największym plusem tego filmu jest to, że opowiada o życiu zwykłych ludzi. Nie ma tu wyidealizowanych postaci - bohaterami są osoby, które mają swoje problemy, złudzenia, marzenia... Faktem jest, że pojawia się bardzo dużo wątków, z których część jest zaledwie dotknięta, często nieskończona, jednak ma to swój urok. Kolejny wielki plus to muzyka! Jest naprawdę świetnie dobrana i "rzuca się w uszy" już w zasadzie od samego początku (właśnie od nowa zakochuję się w soundtracku). No i kolejna rzecz... obsada. Właściwie wszyscy sprawdzają się w swoich rolach dobrze, a już szczególnie - świetna jak zawsze - Juliette Binoche i Romain Duris. Tego pana miałam okazję już ostatnio oglądać w "Smaku życia" i drugiej jego części. Oba te filmy są wyreżyserowane przez tego samego pana, co "Niebo..." i również są świetne. Wprawdzie druga część trochę gorsza od pierwszej, ale też ma klimat i fajnie się ogląda. W zasadzie wszystkie te trzy filmy, moim zdaniem, są naprawdę dobre i skłaniają do przemyśleń. Jedyne czego nie rozumiem, to zakwalifikowania ich na portalach filmowych do "komedia / komedia romantyczna", bo takich elementów nigdzie nie zauważyłam (tak, że nie ma co się sugerować...). ...dobra, nic mądrego nie napisałam, ale naprawdę polecam... wszystkie trzy!
...kocham kino francuskie... tym bardziej im więcej filmów oglądam...
Ostatnio zmieniony przez Kuncyfuna dnia Czw 13:27, 29 Lip 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Anatewki
|
Wysłany: Śro 22:29, 28 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
A ja sobie obejrzałam dzisiaj "Julie & Julia" z Meryl Streep i Amy Adams. O pani Streep nie ma co się rozpisywać, jest po prostu genialna, Amy też sympatycznie się oglądało, i cały film z pewnością nie jest jakimś wielkim osiągnięciem kinematografii, ale ogląda się go przyjemnie. Dobra propozycja na nudne wieczory.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kuncyfuna
Admin (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ...z prowincji.
|
Wysłany: Śro 22:44, 04 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
„ANGEL-A” – film o mężczyźnie, który jest nieudacznikiem i jest ścigany przez gangsterów za długi. Pewnego dnia spotyka anioła, w postaci seksownej młodej kobiety, który pomaga mu wygrzebać się z dołka i spojrzeć inaczej na swoje życie oraz siebie samego. Może nie jest to wybitna produkcja, ale ma swój klimat (czarno-biała kolorystyka zdecydowanie tu pomaga). Chwilami jest śmiesznie (głównie za sprawą Rii Rasmussen), chwilami dość poważnie, wzruszająco i rozczulająco (dzięki Jamelowi Debbouze – pan znany głównie z roli Numernabisa w „Asterixie i Obelixie”). Może nie jest to specjalnie ambitna historia i nie da się jej traktować inaczej, niż z przymrużeniem oka, jednak może skłonić do refleksji i zastanowienia nad paroma kwestiami. Ogólnie nie przepadam za fantastyką w filmach (i wszędzie indziej), jednak tutaj została zastosowana wystarczająco i bez zbędnej przesady. Ogólnie film mi się podobał, chociaż nie jestem pewna czy do niego wrócę.
„Arséne Lupin” – ekranizacja przygód znanego we Francji fikcyjnego bohatera, który jest złodziejem i okrada wszystkich i wszędzie… Włączając ten film nie miałam pojęcia co to będzie – obejrzałam go tylko ze względu na Romaina Durisa w głównej roli. I faktycznie sprawdził się nieźle. Jednak całość jest totalnie nie w moim guście. Po prostu nie przepadam za filmami tego typu i zagmatwana intryga kompletnie mnie nie wciągnęła (pomijając już fakt, że w pewnym momencie zaczęłam się gubić). Wizualnie film jest zrobiony całkiem nieźle, jeśli wyłączyć z tego efekty specjalne w których widać sztuczność. Ogólnie całość jest momentami trochę absurdalna i bez sensu… Dla mnie zbyt absurdalna.
„You don’t know Jack” – biografia dr. Jacka Kevorkiana, lekarza który walczył w USA o prawo do eutanazji dla ludzi nieuleczalnie chorych. Właściwie ciężko mi napisać cokolwiek o samym filmie. Jest to film poruszający – ciężko, żeby nie był przy takiej tematyce. Jest zrobiony całkiem nieźle, chociaż dość stronniczy… Al Pacino w głównej roli jest po prostu fenomenalny. Na pewno warto zobaczyć.
„Pianista” – przedstawiać chyba nie trzeba i aż wstyd się przyznać, że obejrzałam to dopiero teraz. Moim zdaniem jest to chyba najlepszy film o tego typu tematyce. Przede wszystkim za sprawą tego, że nie ma tu żadnego patosu (a na to jestem bardzo wrażliwa…). Wydaje mi się, że całość została pokazana dość obiektywnie, bez zbędnej heroizacji i również bez zbędnej brutalności (choć brutalnie czasami oczywiście było). Adrien Brody w głównej roli bardzo mi się podobał, a muzyka wykorzystana w filmie…piękna!!!
W końcu obejrzałam również „Kochaj i tańcz”. Byłam nastawiona sceptycznie do tego filmu i całe szczęście - odrobinę mniejsze rozczarowanie. Wiem, że od tego typu produkcji nie ma co wymagać nie wiadomo jak poważnej fabuły, bo nie o to tu chodzi. Jednak było sporo rzeczy, które nie trzymały się kupy i były już naprawdę zbyt banalne, bezsensowne i naciągane. [SPOILER] M.in. chodzenie głównej bohaterki przed kościołem w sukni ślubnej… po co to? Jak nie chciała ślubu, to mogła na niego nie przychodzić, a nie szwędać się po polu na oczach niedoszłego męża… Poza tym kwestia asystentki Jana. Na początku ewidentnie zasugerowali, że ta kobieta jest z nim związana bardziej, niż poprzez taniec, a w końcu nic nie zostało wyjaśnione… Zresztą kwestia konkursu też w zasadzie nie została ostatecznie rozwiązana. No i występ Wojtka na castingu... to takie bardzo "nasze"... Wyszło dość żenująco.[KONIEC] Uważam też, że bardzo zepsuli sceny taneczne poprzez montaż. Rozumiem, że ciachanie wszystkiego miało podkręcić tempo, ale w efekcie wyszło tyle, że nawet na taniec nie można było popatrzeć, bo wszystko było strasznie ucinane. Kolejna rzecz… Ja wiem, że Damięcki jest przystojny, i że zarówno „wyglądowo”, jak i ogólnie bardzo pasował do tego filmu, ale jednak było widać, że nie jest zawodowym tancerzem i ciachanie wszystkich jego solówek nie do końca zdołało to ukryć. Moim zdaniem powinni odwrócić role (ona – tancerka, on – nie-tancerz), albo po prostu wziąć do tej roli jakiegoś tancerza, który ma jakieś minimalne umiejętności aktorskie (w końcu chodziło tu o taniec, a początkowa solówka głównego bohatera naprawdę nie była imponująca…). Poza tym wydawało mi się, że twórcy chyba nie do końca wiedzieli w jakim kierunku chcą to poprowadzić… czy zrobić z tego głupawą komedię (nie rozumiem po co wątek z dziwnymi kolegami Wojtka), czy zwyczajny film o tańcu typu „Step up”… I w efekcie wyszło średnio, bo trochę to wszystko się nie sklejało ze sobą. Było parę fajnych scen, ale myślę, że można było to zrobić lepiej. Wystarczyłoby, że twórcy poszliby bardziej w stronę zachodnich produkcji tego typu, bo tak to wyszedł dziwny mix komedii, „Step up’a” i elementów godnych filmów typu „Nigdy w życiu” [SPOILER](np. scena, gdzie na końcu wszyscy się zjeżdżają jedną taksówką, nie patrząc na nikogo i na nic)[KONIEC]. Ogólnie oglądało się w porządku, ale na pewno nie jest to film do którego będę wracać.
No i ostatnim filmem, którzy obejrzałam jest „Podwójne życie Weroniki”. Przemyśleń na ten temat mam niewiele, poza tym, że chyba nie do końca to zrozumiałam i całość jest …no… lekko dziwna. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś kto widział, napisał swoje odczucia, bo jednak chciałabym coś zrozumieć.. xDD
|
|
Powrót do góry |
|
|
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Anatewki
|
Wysłany: Czw 15:37, 02 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Wśród filmów, które niedawno obejrzałam, znalazła się "Biała sukienka" - bardzo ciekawy polski film nazywany "Przypowieścią na Boże Ciało," gdyż akcja dzieje się w dniu tego właśnie święta. Pokazuje naszą polską religijność, od bogobojnych wieśniaków po bogatego ateistę z miasta. Bardzo pozytywna kreacja młod(sz)ego Pawła Małaszyńskiego, ciekawe obserwacje i argumenty w odwiecznej dyskusji o Bogu, świetne aktorstwo, dobry scenariusz... Polecam.
"Nostalgia Anioła," którą wreszcie udało mi się obejrzeć, też jest ogólnie warta polecenia pomimo kilku scen, które wywołały sceptyczne uniesienie brwi i pewien niedosyt, wrażenie niedomknięcia całej historii należycie. Książka już wcześniej bardzo mi się podobała i ciekawa byłam, co też Peter Jackson z tego zrobił. Oczywiście film nosi znamiona wysokobudżetowej produkcji (chociaż animacje komputerowe niekiedy jakby temu przeczyły... :/) i krajobraz Międzyświata, w którym po śmierci znalazła się Susie, był zachwycający bogactwem i ogromem wizji, ale nie traktuję tego jako zarzutu. Być może kameralna atmosfera bardziej by do tej akurat historii pasowała, ale "Nostalgia" trzyma w napięciu, aktorstwo stoi na wysokim poziomie, a niektóre ujęcia uważam za natchnione. Z pewnością warto zobaczyć, a jeszcze bardziej warto przeczytać książkę.
Nie zachwyciła mnie natomiast "Casablanca" i na jej temat nie chcę się rozpisywać. Ani fabuła jakaś specjalnie ciekawa, ani postaci nie wciągały, ani aktorstwo nie porywające... Może głoszę herezję, ale jej legendarny urok na mnie nie podziałał i zamiast sięgania po chusteczkę, zastanawiałam się, jak w ogóle można po nią sięgać przy tym filmie. Cóż.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kuncyfuna
Admin (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ...z prowincji.
|
Wysłany: Czw 19:15, 02 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Ja za to jakiś czas temu po raz drugi obejrzałam "Amelię" i - ku mojemu zdziwieniu - bardzo mi się spodobała. Za pierwszym razem czekałam aż się skończy, a oglądając myślami fruwałam gdzie indziej, zastanawiając się, co ludzi tak zachwyca. Tym razem udało mi się wciągnąć w ten klimat i historię, chociaż czasami irytowało mnie, że Amelia jest głupia i nie chce od razu przyznać się, że ona to ona. Audrey Tautou po prostu genialna... To chyba najlepsza jej rola, jaką do tej pory widziałam. No i sam klimat filmu jest cudowny, choć totalnie psychodeliczny.
"Fight club" (po polsku to chyba "Podziemny krąg") - film, który obejrzałam niechcący, będąc zwabioną przez Brada Pitta i Helenę Bonham Carter. Mimo tego, że przez dobrą połowę filmu nie do końca wiedziałam o co chodzi (a tak naprawdę, przez jakieś 3/4 filmu, aż do całego wyjaśnienia...ale nie będę tu spoilerować ), bardzo mi się podobał, głównie przez klimat, który jest totalnie dziwny, mroczny i dezorientacyjny (chyba mam słabość do dziwnych filmów). Kreacje Pitta, Bonham Carter i Edwarda Nortona (którego świadomie widziałam chyba po raz pierwszy) były po prostu genialne i idealnie doprawiły całość. Naprawdę, warte obejrzenia.
Kolejnym filmem jest "American History X" ("Więzień nienawiści" ...czyli tytuł mający wiele wspólnego z oryginałem) i Edward Norton w roli Dereka - przywódcy skinheadów, który po wyjściu z więzienia chce się zmienić i odciąć od starego środowiska, co oczywiście nie jest tak proste, jak Derek (i widz) by chciał. Bardzo brutalny, choć jednocześnie naprawdę dobrze i przejmująco zrobiony film, opierającym się w dużej mierze na retrospekcjach. Osobiście uważam, że jest to film bardzo obiektywny, chociaż wiele osób uważa, że propaguje rasizm... Edward Norton i aktor grający jego brata - super. Na pewno jest dość kontrowersyjny, mocny, ale też warto obejrzeć.
No i w końcu dobrałam się do klasyku - "Dziecko Rosemary". Oglądałam to w nocy, będąc jedyną osobą w domu, która nie śpi... Spodziewałam się, że będę się bać, a tymczasem nie było strasznych rzeczy, których się spodziewałam. I tu sumie plus za to, że grozy nie powodowały zombiaki, demony, czy antychryst poginający po pokoju, tylko nastrój i muzyka. Kołysanka jest chyba najbardziej przerażającym elementem tego filmu, chociaż absolutnie nie można powiedzieć, że jest to film zły. Fakt, początek trochę mi się dłużył, gdyż spodziewałam się trochę innego rozwoju akcji... Tak, że poza tym, że miałam inne oczekiwania, w sumie podobało mi się to co obejrzałam, tak że no.
Ostatnio zmieniony przez Kuncyfuna dnia Czw 19:24, 02 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|