Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kamilka__
KMTM
Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 349
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Tczew
|
Wysłany: Sob 16:07, 27 Lut 2010 Temat postu: Wrażenia |
|
|
Chyba niedługo się przyda
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Kuncyfuna
Admin (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ...z prowincji.
|
Wysłany: Nie 20:02, 28 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Oj przyda się, przyda.
Chciałabym napisać coś mądrego, ale w zasadzie nawet nie wiem od czego zacząć. Z piątkowej próby wyszłam bez większych emocji. A w zasadzie czułam się trochę tak, jak po „Operze za trzy grosze”: niby mi się podobało, zarówno spektakl, jak i poszczególne rozwiązania i pomysły, ale nie byłam specjalnie skłonna do nadmiernej euforii i natychmiastowego kwiczenia, że „ja chcę jeszcze raz!”. W sumie to nawet trochę było mi przykro, że nie wyszłam z teatru zachwycona jak np. po Franku i że nawet niespecjalnie chce mi się rozprawiać o spektaklu przez pół nocy. …po premierze trochę mi się odmieniło Nie wiem czy to kwestia tego, że oglądałam spektakl po raz drugi, czy tego że aktorzy lepiej grali i spektakl miał trochę szybsze tempo. W każdym razie premierę oglądało mi się naprawdę bardzo dobrze, mimo małych dłużyzn w drugim akcie. W zasadzie byłam nawet całkiem zadowolona z balkonowych schodków (na próbie siedziałam w piątym rzędzie). Elegancko ogarnęłam sobie całość (a było na co patrzeć!) i spora odległość niespecjalnie mi przeszkadzała. Jednak przechodząc do rzeczy…
Spektakl oczywiście nawet w 5% nie jest taki, jak go sobie wyobrażałam… czyli dokładnie tak, jak się spodziewałam Na scenie praktycznie cały czas jest ciemno, przez co sztuka jest dosyć mroczna i przytłaczająca. Scenografia jest symboliczna i dość skromna – opiera się w zasadzie na rekwizytach i mniejszych elementach, które służą za masę różnych rzeczy. Dopełniającą rolę odgrywają cudowne animacje, które zapełniają luki w przejściach między scenami (czy raczej rozdziałami) i tworzą ładne tło (np. prześliczna pozytywka). Muzyka jest genialna, chociaż na początku (po próbie) sprawiała wrażenie fajnej, ale bez większych hitów. Raczej coś na zasadzie „całość fajna, ale żeby coś sobie pośpiewać, to nie bardzo”. Po drugim spektaklu całość się odwróciła i wprawdzie „jednego hitu” nadal nie ma, ale teraz za to nie mogę się oderwać od żadnego z tych utworów i jak tylko z głowy wypada mi jeden, to wpada drugi i „męczy” przez kolejną godzinę. Piosenki są naprawdę świetne, zarówno pod względem muzycznym jak i tekstowym, podobnie jak wstawki samej orkiestry, czy chociażby prześliczny motyw pozytywki. Muzyka udała się w 100% i nieśmiało napomknę, że marzy mi się płyta z „Lalki”. W ogóle pomysł z posadzeniem orkiestry na scenie i oświetlaniu jej w niektórych momentach był rewelacyjny! Piękna muzyka połączona z animacjami, światłem puszczonym na orkiestrę etc, tworzyła naprawdę cudowny klimat... momentami aż żałowałam, że jest tak mało instrumentalnych wstawek. Jeśli chodzi o choreografię, to zachwyty absolutnie się należą i w zasadzie poza ochami i achami nie mam zbyt wiele do dodania. Masa genialnych pomysłów, o różnym stopniu skomplikowania. Były momenty, gdzie choreografia była dość złożona i takie, gdzie była „banalnie prosta”, ale wyglądała równie imponująco (np. moment, kiedy lalki z tyłu kręcą się na przemian w jedną i drugą stronę, i co chwilę któraś przystaje). W zasadzie układów tanecznych i ruchu ogólnie jest bardzo dużo, i ten element ma dość duży udział w budowaniu klimatu spektaklu. Zresztą choreografia bardzo rzuca się w oczy i w wielu scenach bardzo ciężko oderwać się od tła. Naprawdę, choreografom należą się przeogromniaste brawa, bo odwalili kawał naprawdę świetnej roboty.
Jeśli chodzi o samą formę spektaklu… Pomysł z ludźmi-lalkami jest naprawdę bardzo dobry i na scenie wypadł świetnie. Większość postaci ma określone ruchy wg których się poruszają, co dobrze pokazuje ich charakter. Całość jest dość nienaturalna i tutaj również (jak w Śnie) mamy do czynienia z chodzeniem po liniach prostych, chociaż z dołu jest to bardzo mało widoczne… Z resztą z góry też łatwo to przeoczyć. Innymi słowy, spektakl jest bardzo surrealistyczny i naładowany symboliką, której części jeszcze nie rozgryzłam (a część rozgryzłam przy małej pomocy współoglądaczek ). Fajny pomysł z drabiną, z rękami atakującymi Łęcką (ogólnie cała ta scena była cudowna!), czy np. z materiałami, które ciągnęła Maria. Było kilka momentów, które lekko mi się dłużyły, ale ogólnie naprawdę fajnie się to ogląda i właściwie zawsze jest na co / na kogo patrzeć.
Bardzo mocną stroną „Lalki” jest obsada, dobrana niemal idealnie. Nie chcę się tu zbytnio rozpisywać o postaciach, bo zapewne zrobię to w spekulacjach, tak więc pokrótce:
- Rafał Ostrowski (Wokulski) – był taki, jaki powinien być mimo tego, że "mój" Wokulski, którego widziałam w książce, był trochę bardziej spokojny. Jednak Ostrowski absolutnie mnie przekonał, bardzo podobał mi się w scenach z portmonetkami, podczas przyjścia Łęckiej do sklepu etc. Samym wzrokiem potrafił oddać naprawdę dużo i za to wielki plus. Wokalnie bez zarzutu i wielkie brawa za końcówkę (szczególnie na premierze - "Trzy kwadranse" po prostu genialne...)
- Renia Gosławska (Łęcka) - tutaj mam mały dylemat, bo gdyby oddzielić od siebie wszystkie sceny i patrzeć na każdą z osobna, to aktorsko mi się podobała, nawet mimo lekko sztucznego wymawiania kwestii, co moim zdaniem dodawało lalkowatości. Jednak biorąc pod uwagę całość, wydaje mi się, że jej Łęcka jest trochę niespójna i zbyt zmienna (szczegóły później). Wokalnie mi się podobała. I to bardzo. Pięknie zaśpiewała „Czy pan to widzi”.
- Zbigniew Sikora (Rzecki) – widać, że ta rola mu leży i bardzo do niej pasuje. Ładnie odstawał od innych, pięknie mówił o marionetkach… nie powiem, w tym momencie nawet się wzruszyłam. Tak jak „Pamiętnika starego subiekta” nie lubię, tak tutaj Rzecki podobał mi się bardzo.
- Andrzej Śledź (Łęcki) - …odlot xD W sumie ciężko mi powiedzieć coś mądrego… Cudowny oszołom, cudownie naiwny i głupi. Zdecydowanie jedna z najlepiej zagranych ról, nieustannie doprowadzająca mnie do śmiechu. ...i ten mało inteligentny uśmiech towarzyszący właściwie cały czas (patrz: scena wyścigu). Cudo!
- Subiekci: Jerzy Michalski, Tomek Więcek, Krzysiek Wojciechowski - świetni zarówno wszyscy razem jak i każdy z osobna. Zresztą już za samo przemieszczanie się ze skrzynią w ich piosence jestem w stanie wielbić ich bezgranicznie Świetnie się uzupełniali, każdy był inny i genialny w swojej inności… Szkoda tylko, że tak mało ich w tym spektaklu… Ach, no i jeszcze wielkie brawa dla Więcka za genialne wicie się przy klientach.
- Ola Meller i Magda Smuk (Pani Melinton) – Świetna synchronizacja i świetnie razem brzmiały… naprawdę wielkie brawa za zgranie!
- Tomek Gregor (Krzeszowski) – wybuchy śmiechu, które pojawiły się przy jego wejściu (szczególnie na generalnej), mówią chyba same za siebie. Wprawdzie Krzeszowskiego wyobrażałam sobie kompletnie inaczej, ale ten Baron od razu podbił moje serducho (i jak było słychać, nie tylko moje). Genialny!
A poza tym na wieeelkie brawa zasługuje Krzysiek Żabka. Był swego rodzaju komentatorem niektórych scen (choć tekstu miał bardzo mało), miał kilka oddzielnych rólek i w zasadzie z każdej z nich zrobił perełkę. A piosenka fryzjera w jego wykonaniu, to istna radocha… Naprawdę, pokazał klasę i nie mogłam oderwać od niego oczu…nawet mimo tego, że wyglądał trochę jak klaun, których nie lubię.
(i tu już zbiorowo)
Mariola Kurnicka (mimo tego, że „tylko” w zespole) – głównie za piosenkę o zamachu stanu, Eliza Kujawska, Sasza Reznikow („dawaj, dawaj!” ), Mateusz Deskiewicz, Karolina Merda, Jacek Wester, Agnieszka Kaczor…i w zasadzie powinnam tu wymienić 90% zespołu. Naprawdę, praktycznie wszyscy byli świetni i ciężko nawet wybrać tych ulubionych.
…mam taki natłok myśli, że w zasadzie nie wiem już o czym pisać, bo w gruncie rzeczy chętnie napisałabym o każdej scenie. …gdybym tylko dokładnie pamiętała co było po kolei W każdym razie po wczorajszej premierze chcę jeszcze i strasznie żałuję, że nie mogłam obejrzeć dzisiaj drugiej obsady. Pozostaje mieć nadzieję, że będą grać „Lalkę” często i gęsto, bo na tych dwóch razach na pewno się nie skończy. Mam nadzieję, że uda mi się obejrzeć jeszcze przynajmniej dwa spektakle do końca tego sezonu.
Premiera była naprawdę bardzo udana, co zresztą było słychać po oklaskach. Chyba nigdy nie słyszałam tak ogromnych owacji w TM… Mimo tego, że wyobrażałam sobie ten spektakl kompletnie inaczej, podobało mi się bardzo. I strach pomyśleć, co będzie jak zespół się rozegra...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Czemu
KMTM
Dołączył: 08 Cze 2008
Posty: 303
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: GDYNIA
|
Wysłany: Nie 23:52, 28 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Dla mnie Lalka jest cudownym darem od niebios Czuje, że ten spektakl trafia w mój gust w 100%.
Od samego początku siedziałam i kiwałam z niedowierzaniem głową. Scena wprowadzająca była jak dla mnie pięknie przemyślana. Widz od pierwszej chwili wie w jaki sposób ma odbierać postaci. Wokulski wychodzący ze skrzyni jako lalka próbując się odnaleźć . Budzą się pozostałe lalki by wykorzystać swoje „pięć minut” w przedstawieniu zwanym życiem. Ta interpretacja Lalki jest mi dodatkowo bliska ponieważ na ustną maturę wybrałam sobie temat „Motyw teatrum mudni „. Jeśli chodzi o interpretacje to jest kilka elementów , które wryły mi się w pamięć.
Pierwsze co przychodzi mi do głowy to, to że : każda z postaci tak jak już Kunc wspomniała miała swój własny sposób poruszania się , bardzo przerysowany, nieporadny ,lalkowy jedynie Izabela i Wokulski chodzili dość normalnie i dopiero kiedy przez dłuższa chwilę przyglądałam się im zauważyłam ze i oni mają „tiki” . Tak jakby oni usiłowali zachować pozory człowieczeństwa.
Kolejną rzeczą jest to że ja odebrałam postać Żabki jako dość istotną , zaryzykowałabym nawet tezą ,że to jego postać była demiurgiem, reżyserem zdarzeń , miała ten niewidzialny wpływ na ciąg dalszy spektaklu. Poprzez np. pozornie nieistotnego nauczyciela angielskiego (który w książce o ile pamiętam nie został nadmieniony z osoby) to przecież dzięki niemu Wokulski dowiedział się jakie naprawdę znanie ma o nim Izabela . On cały czas towarzyszył Wokulskiemu i niby był kim innym a jednocześnie był tak samo ubrany i te same charakterystyczne włosy.
Przepiękna scena, niesamowicie wzruszająca była śmierć Rzeckiego. Na twarzy Sikory ujrzałam jak powoli traci sens istnienia i nie ma już po co żyć wiec odchodzi. Z powrotem wchodzi do skrzyni, kończy swoje przedstawienie.
Scenografia. Z początku nie mogłam się do niej przyzwyczaić , myślałam że będzie utrzymana bardziej w stylu epoki. Jednak skrzynie nie dość ,że znalazły szerokie zastosowanie , były praktyczne to jeszcze mogły być „miejscem spoczynku” wyeksploatowanych lalek. Niby szyba ze sklepu ,która cały czas odgradzała widza od sceny, sprawdziła się genialne. Przepięknie zatrzymywała animacje. Pozytywka była bajeczna !
Kostiumy, fajnie ,że jednak kostiumy nie były całkowite, tak jak strój Izabeli. Makijaż robił piorunujące wrażenie dzięki temu spektakl był jeszcze bardziej przerysowany i wyraźny. Strasznie mi się podobał, nawet jeżeli przez to nie potrafiłam rozpoznać aktorów.
Muzyka śliczna, melancholijna i przez wykorzystane instrumenty trochę „głucha” ., momentami budziła we mnie nieco klaustrofobiczne emocje, sama czułam się jak lalka . Cały czas nie wychodziła poza obręb sceny. Nie wiem jak to opisać przez muzykę i scenografie ,może jeszcze oświetlenie miałam wrażenie, że to co się dzieje na scenie dzieje się w umyśle , mrocznych zakamarkach podświadomości.
Jeżeli chodzi o ulubioną piosenkę to moja faworytką jest „czy mówię z panem Wokulskim „ ale też pieśń Marii chociaż teraz nie potrafię jej sobie przypomnieć
Postaci:
Musze przyznać ,ze ciężko było mi się skupić na głównych postaciach. Tak dużo działo się na drugim planie.
Wokulski : Ostrowski od początku był dla mnie oczywistym wyborem. Wizualnie jest do tej roli idealny (podobnie jak Sikora do roli Rzeckiego). Sama postać jest dla mnie wykreowana bardzo podobnie do tej filmowej. Nie lubię Wokulskiego, jest dla mnie bez wyrazu i ikry. Podobało mi się scena w sklepie, nerwowe drgawki Stanisława gdy rozmawiał z Izabelą po raz pierwszy, ta scena w ogóle wydała mi się taka zmysłowa Bela była bardzo kobieca wyraźnie wpływała na Stasia ….niemal namacalny był przepływ emocji między nimi .
Izabela: Renia wyglądała pięknie, śpiewała ślicznie. Tutaj jej głos naprawdę mi się podobał. Izabela jednak nie była w centrum mojej uwagi .
Gdyż uwagę mą przykuła trójka panów których najchętniej wyniosłabym na piedestał.
Andrzej Śledź ,którego szanuje niesamowicie i z każda rola myślę sobie ,że jest zdolny zagrać wszystko i po kolejnych rolach dochodzę do wniosku , że nie dość że wszystko to jeszcze wszystko zupełnie inaczej, oryginalnie !
Tomasz Więcek- szybkość z jaką wymawiał swoje kwestie była zapewne niemożliwa do osiągnięcia dla zwykłego śmiertelnika. Zabawny no i jakiż zalotny!
Tomasz Gregor- Lalkowa gwiazda! Jego talent komediowy przekracza wszelkie granice.
O i jeszcze.
Krzysztof Żabka- piękny głos , myślę że nikt niebyły w stanie tego lepiej zagrać! No i kocham image jego postaci ( a włosy naturalne farbowane czy też peruka?)
Powiem jeszcze że pierwszy akt zdecydowanie bardziej mi się podobał niż drugi, mimo że to pierwszy mi się dłużył!
Podsumowując (chociaż jak nigdy mogłabym jeszcze pisać i pisać) już nie mogę się doczekać piątku gdy znowu ujrzę LALKĘ.
HURA HURA ,chyba w końcu odnalazłam swój ulubiony spektakl!
|
|
Powrót do góry |
|
|
ola
KMTM
Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: czarna dupa
|
Wysłany: Pon 2:29, 01 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Rafal OSTROWSKI WIELKI! idealny....
wszystko mi sie podobalo, jestem zachwycona... muzyka, kostiumy, makijaz, CAŁY ZESPÓL.
nie wiem kogo wyroznic, bo musialabym chyba wszystkich po kolei...
LALKA STAŁA SIE Z MIEJSCA MOIM ULUBIONYM MUSICALEM.
JA CHCE JESZCZE.
z ról wymiennych...
RENIA a DARINA..ogromna przepasc, nie ma co porównywac. jestem troszke zawiedziona Dariną...głownie wokalem nad ktorym tyle zachwytow...ale aktorsko tez mnie nie powaliła.
Reni Łęcka: jestem zachwycona...te jej emocje...jak ona wygladala...z bliska widac doslawnie emocje w kazdej czesci jej ciała....cudowna interpreteacja Izabeli Łeckiej. wokal....cudo.
KAROLINA TREBACZ/MERDA...zdecydowanie Trebacz..chociaz Merda tez mi sie bardzo podobała ale jednak Trebacz bardziej.
DOROTA/KASIA- obie równie dobre...ich piosenka obłedna.
LALKA LALKA LALKA <3 nie wierze.... co się ze mna stało. TEN klimat....
Ostatnio zmieniony przez ola dnia Pon 10:21, 01 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Anatewki
|
Wysłany: Pon 12:30, 01 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
W zasadzie zgadzam się z tym, co zostało wyżej powiedziane, i ogromnie się cieszę, że zdecydowałam się jednak zostać na premierze, bo dzięki temu mam po "Lalce" takie wrażenia, jakie mam. Po samej próbie generalnej było... dziwnie. Owszem, podobało się, fajne pomysły, wszystko piękne wizualnie, aktorzy świetni, ale jakoś tak - nie porwało, nie zachwyciło od razu, nie czułam potrzeby rozkminiania wszystkiego, obgadywania z wypiekami na ustach, było - tak, jak napisała Kunc - jak po "Operze za trzy grosze": zachwyt, ale zdystansowany, bezosobowy, nad rzemiosłem. Po premierze zaś to wszystko zostało, ale doszło też serce. "Lalka" nie zajęła może miejsca, jakie zajmuje w moim sercu "Francesco," nie stała się z miejsca moim najukochańszym spektaklem - nie wiem, czy w przypadku spektaklu o takiej formie, wymowie i ciężarze znaczeń mogłabym go tak traktować - ale zdecydowanie zaczynam ją kochać i właściwie jeśli mam jej coś do zarzucenia, to niewiele i chylę czoła przed wszystkimi, którzy przyczynili się do tego, że ten spektakl wygląda tak, jak wygląda.
Zachwyciła mnie przede wszystkim strona wizualna tego przedstawienia. Charakteryzacja upiorna, groteskowa, rodem z komedii dell'arte, bardzo "lalkowata," pięknie wprowadzała w surrealny klimat rodem z mrocznego snu. Kostiumy niepełne, fantazyjnie skrojone, również miały w sobie pewien metafizyczny element. Scenografia złożona głównie ze skrzyń (opakowań od Lalek wyjęyych z pudła...?) i drewnianej konstrukcji, która surowo zamykała historię i bohaterów w pewne ramy, ekran oddzielający plany i sprawiający, że to, co w głębi sceny, jawiło się w pewnym rozmyciu jak dziki sen właśnie, surrealna fantazja, przy czym częste ustawianie bohaterów w jednej z dwóch drewnianych ram w ekranach dające do myślenia. Drabina - prosty zabieg, niemalże boleśnie dosłowne zilustrowanie wspinaczki po kolejnych szczeblach drabiny społecznej, hierarchii, za ukochaną osobą, co nie jest łatwe i przychodzi z trudem, ale na co Wokulski jest gotów - podobnie z wychodzeniem przez klapę w podłodze, nikt mu w tym przecież nie pomaga, Wokulski wszędzie musi zawalczyć o swoje miejsce i prawo bytności w nim. Pięknie wykorzystana obrotówka, która zwłaszcza w scenie kolacji u Łęckich (gdzie wykorzystano obrotówkę podwójną) sprawiała, że miałam wrażenie, iż oglądam gotycki (w sensie subkultury, nie architektury) sen, coś mrocznego, wyjętego z głębokich, ciemnych zakamarków jaźni. Światła równie pięknie wyreżyserowane, pięknie wydobywały z ciemności cienie i kolory, ciekawy jest np zabieg z pociąganiem za sznurki przez Łęckiego, kiedy następowała nagła zmiana koloru; choć można powiedzieć, że tego światła było niewiele i wszystko odbywało się w pewnego rodzaju półmroku, jaki daje światło z lampy gazowej (zresztą żarówki poustawiane na brzegu sceny, przypominające dawne oświetlenie sceniczne, potęgowały ten efekt). Animacje - zazwyczaj nie jestem zwolenniczką nadużywania ich w spektaklach, ale tutaj robiły piorunujące wrażenie i zamykały wszystko w ramie wizualnego piękna - mrocznego i ulotnego, trochę słodko-gorzkiego, machinalnego, ale ciągle piękna. Świetny pomysł z oznaczeniem kolejnych scen "Rozdziałami" (potęguje to element ubaśniowienia, odrealnienia), animacje pięknie dostosowane do klimatu i tematu każdej ze scen... No i muszę napisać o jednym szczególe, który mnie zachwycił: sekwencja Paryża, wszystko barwne, mieniące się, i na górze, na ekranie, animacje - blasków, jakby odprysków światła przefiltrowanego przez pryzmat, mieniących się kolorem; często można to obserwować w filmach i z tym barwnym kalejdoskopem światła tancerze z tyłu przypominali coś w rodzaju fantasmagorii. No i baletnica, coś pięknego.
Skoro o stronie wizualnej mowa, nie można nie wspomnieć o choreografii, która niekiedy stylem przypominała mi "Francesco," ale była też porywająca, idealnie pasowała do każdej ze scen, wymagała od tancerzy niezwykłej sprawności i pamięci ruchowej oraz świadomości ciała - wszyscy członkowie zespołu poradzili sobie z tym zresztą idealnie. Każda z postaci, nawet maleńkie epizody czy wręcz tło, mająca swój indywidualny sposób na poruszanie się - niby już było, niby wszyscy mówili, że tak będzie, ale widzieć to w scenach zbiorowych... niesamowite wrażenie. Trochę szkoda, że ten spektakl jest tak zamknięty w formie i na niej bazujący, że zabrakło tu miejsca na to, co tak uwielbiam w zespole Baduszkowej - interakcje członków zespołu, ich spontaniczne zachowania, które możemy podziwiać w tle w innych spektaklach i które zawsze dodają tyle kolorytu. Tutaj nie ma na to miejsca - tu wszyscy mają swoje określone "tory," zachowania bardzo sztywne, których muszą się trzymać. Nie mówię, że to źle, bo w końcu taka konwencja. Ale jednak trochę szkoda.
Jak choreografia, to i muzyka, i tu muszę powtórzyć za Kunc - po generalnej uznałam, że muzyka samoistnie niespecjalnie porywa, po premierze natomiast nie mogę się uwolnić od tych melodii i wskakują mi do głowy po kolei, domagając się wycia. Zarówno same wstawki orkiestry (mi również podobało się, jak "posadzono" ich w głębi sceny na górze i oświetlano raz na jakiś czas), które były bombowe, jak i piosenki, z których największe wrażenie zrobiły na mnie: piosenka Marii i "Czy pan to widzi," a także piosenka Wokulskiego i Suzina o milionach i sekwencja swego rodzaju melorecytacji Wokulskiego i Rzeckiego na początku, kiedy mowa jest o portmonetce wybieranej przez Łęcką (cała ta scena jest przepiękna). No i scena pierwsza i cała sekwencja z trzema subiektami i pokrzykiwaniem, że "Wokulski to wariat i awanturnik!" - miodzio. Nie mówiąc już o całej sekwencji o teatrze i Rossim - muzyka w tle jest tutaj dla mnie absolutnym hitem. I licytacja, która tak mi się kojarzyła klimatem z "Tańcem wampirów" i "Wiecznością," że nie mogłam nie pokochać z miejsca jej pokrętnego klimatu rodem z Domu Strachów. I wyścigi konne. I zanim jeszcze powpadają mi do głowy kolejne sceny i powypisuję wszystkie, wspomnę tu jeszcze o pozytywce, której granie jak dla mnie spawało cały spektakl ze sobą i definitywnie określało jego ogólny ton, klimat, tak czarowny, mroczny i magiczny. Absolutnie "moja" atmosfera. Ja bym chciała płytkę, bardzo pięknie proszę. Ale koniecznie z pozytywką...
Jeśli chodzi o postaci, to cóż, Rafał Ostrowski został obsadzony idealnie - nie tylko pasuje na Wokulskiego z wyglądu, ale i zagrał tak naturalnie i fenomenalnie, że z miejsca stał się "moim" Wokulskim, takim, jakim często widziałam go, czytając książkę. Szczególnie ujął mnie w scenie na przyjęciu u hrabiny Karolowej, kiedy cała arystokracja się z niego nabija, a on stoi i tylko... patrzy. Ale JAK patrzy! Zresztą tych perełek było dużo więcej, z fantastycznymi "Trzy kwadranse" i końcówką na czele, więc tylko brawo za całokształt i czapki z głów.
Renia Gosławska jako Izabela Łęcka - tu mam nieco mieszane uczucia. Nie odpowiadał mi sposób, w jaki Renia akcentowała niektóre frazy i jej ostatnie sylaby - niby to była mechaniczność, ale jak dla mnie za mocno przerysowane, żebym to przyjęła bez wahania. W tej postaci brakowało mi też pewnej konsekwencji, ale o tym więcej napiszę w dziale o spekulacjach, bo to jest temat na dłuższe wywody. Ogólnie jednak było w porządku, chociaż nie miało to absolutnie nic wspólnego z Izabelą książkową i sama nie wiem, co myśleć o takim potraktowaniu tej postaci. Renia śpiewała bardzo ładnie i jej głos pasował do tych utworów.
Andrzej Śledź jako Tomasz Łęcki był jak dla mnie gwiazdą tego przedstawienia - niesamowity, po prostu brak mi słów. Tego się nie da opisać, to trzeba zobaczyć samemu, majstersztyk - jego miny, kontola nad ciałem, absurdalne ruchy rodem z Ministerstwa Dziwnych Kroków i sposób mówienia...! Słów brak.
Zbigniew Sikora jako Rzecki - po raz pierwszy mogłam oglądać pana Sikorę w większej roli i mnie osobiście nie rozczarował, a nawet parę razy wzruszył. Podobało mi się.
Z postaci epizodycznych pewne zastrzeżenia budziły we mnie Kasia Kurdej jako Maria (nieco zbyt agresywnie i trochę sztucznawo aktorsko, mimo, że wokalnie to było ŁAŁ) i Grażyna Drejska jako hrabina Karolowa, ale cała reszta - Suzin, Szlangbaumowie, Krzeszowcy (Tomek Gregor! *.*), Książę, trzej subiekci (wszyscy fantastyczni i ucieszni), arystokracja, Wysocki (jeden i drugi ^^), panie Melinton, hrabina Wąsowska... Wszyscy, absolutnie wszyscy byli fenomenalni w swoich rolach i jestem po raz kolejny pełna podziwu i awestruck dla możliwości tego zespołu, które wydają się nieskończone. Ludzie, jacy wy wszyscy jesteście fantastyczni, wy chyba nawet sami nie macie pojęcia! To naprawdę trzeba zobaczyć.
No dobrze, poochałam sobie, to teraz trochę o tym, co można by poprawić - parę piosenek trochę mi się dłużyło, zwłaszcza na generalnej - gdyby je skrócić o jeden czy dwa refreny, pewnie nic by się nie stało, a tempo by na tym zyskało. Parę scen wydawało mi się zbędnych i nie wnoszących wiele do historii, np początkowy sen Łęckiej (jej piosenka po kolacji w zupełności by wystarczyła) czy opowieść Rzeckiego o pracowaniu u Mincla. Nagłośnienie na premierze i tak było o wiele lepsze, niż na generalnej, kiedy tekstu właściwie nie można było w większości przypadków zrozumieć, ale i tak dałoby się to jeszcze poprawić, bo często tekstu trzeba się było domyślać. A skoro już przy tym jesteśmy, to wybaczcie, ale muszę, *MUSZĘ*... Angielski. Bałam się tego jak ognia i okazało się, że słusznie, bo nagłośnienie to raz, ale kompletne zarzynanie tego języka to inna sprawa. Renia jeszcze ujdzie w tłoku, brzmiała po prostu jak Polka próbująca mówić po angielsku (czyli kiepsko, ale przynajmniej cokolwiek dało się zrozumieć), ale Tomek Bacajewski... brrrrrr, aż mi zęby zgrzytały, kiedy mordował każde kolejne słowo. Z ich wspólnej piosenki zrozumiałam tylko sam wstęp i "C'mon everybody." Rozmowa w pociągu też położona, a jednak dobrze by było, gdyby widzowie rozumieli, o czym się mówi, bo tamta scena akurat była ogromnie ważna... Nie było czasu, żeby to porządnie przećwiczyć? Tu najlepiej dawał sobie radę Krzysiek Żabka, Ostrowski też całkiem w porządku. No i skoro już się czepiam, to fragment "Nie sprzyjały mi pasjanse" w "Trzech kwadransach" uważam za bardzo kiepski i nie pasujący do reszty utworu.
I to chyba tyle, jeśli chodzi o ogólne wrażenia. "Lalka" ma wg mnie swoje wady, ale jest tak świetnie pomyślana, zagrana, zaśpiewana i wyreżyserowana, że i tak zachwyca, przede wszystkim czarownym, mrocznym, baśniowym klimatem, który pokochałam i który stylistyką przypomina mi spektakle teatrów lalkowych właśnie. Dla samego tego warto się wybrać na "Lalkę," choć powodów jest duuużo więcej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Findurka
KMTM
Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 14:42, 01 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Po generalnej byłam przede wszystkim zaskoczona tym, co zobaczyłam i potrzebowałam drugiego razu, żeby pokochać ten spektakl, oswoiwszy się już z muzyką, tekstem i sposobem grania. Na generalnej tak jak poszczególne sceny podobały mi się niezmiernie, to jednak trudno było mi odebrać ten spektakl jako niosącą jakieś przesłanie całość, bliżej związaną z powieścią Prusa, a nie zbiór fajnych piosenek w konwencji snu szalonego lalkarza, która jest z resztą dość mroczna i przytłaczająca.
Scenografia w pierwszym momencie nie podobała mi się, ale jedynym powodem był kolor, który uważam za paskudny. Teraz, w kontekście wszystkiego, co się z nią działo wydaje mi się tak cudowna, że nawet kolor stał mi się obojętny. Cudo, po prostu cudo. Ozłocić osobę, która wymyśliła to wszystko.
Muzyka Dziubka jak zwykle przepiękna, chociaż momentami miałam aż nazbyt wyraźne skojarzenia z muzyką z Idioty- rozpisaną z dwóch akordeonów na cały zespół, dostosowaną do nowego spektaklu, ale jednak. Co nie znaczy, że przeszkadza mi to w zachwycaniu się.
Od próby generalnej do premiery wszyscy się cudownie rozkręcili. Jestem po prostu oczarowana Ostrowskim-Wokulskim, który na próbie wywołał we mnie dość mieszane odczucia, bo z jednej strony zagrał tę postać inaczej, niż którąś z wcześniejszych ról, w których miałam okazję go oglądać, ale z drugiej strony ta inność nie była znów tak wielka, żeby uniknąć nasuwających się porównań z Flynnem, Mr Love czy Petrukiem. Na premierze jednak poszedł bardziej w tę pierwszą stronę, czym rozwiał me wątpliwości i lepszego Wokulskiego nie wyobrażam sobie. Kunszt swój potwierdził na drugiej premierze. Jedyna rzecz, która nie podoba mi się to sposób, w jaki na początku 1 aktu mówi, że ten „spokojny kawałek chleba” go dusi. Koniec zastrzeżeń i kupuję tę postać z całym dobrodziejstwem inwentarza, chociaż książkowy Wokulski wydawał mi się inny. Czas przeczytać powtórnie, zdaje się.
Takich Izabeli nie spodziewałam się. Szczerze mówiąc nieco bardziej przypadła mi do gustu interpretacja Dariny, ale o tym może w spekulacjach. Dość, że każda z nich podobała mi się, mimo zupełnie różnych kierunków, jakie sobie obrały. Z niepodobających się fragmentów- monolog w pierwszym akcie, kiedy Iza zdaje sobie sprawę, że zna już tego Wokulskiego i że ten ją osacza. Ale ten zgrzyt nie popsuł na szczęście pozytywnego wrażenia, wywołanego głównie piosenkami.
Pan Sikora zbudował postać Rzeckiego za pomocą dość oszczędnych środków, dzięki czemu wyróżnia się ona spośród pozostałych i chyba najmniej w nim marionetki, chociaż w końcu też się nią okazuje. Podoba mi się niezmiernie, zwłaszcza w piosence o pracy w sklepie Mincla. Niestety w drugim akcie wypowiadane przez niego kwestie podkreślone muzyką pozytywki zaczynają przypominać mi natrętnie arcynudne, smutno-melancholijne szkolne akademie.
Nadal mam problem z postacią graną przez Krzysia Żabkę. Sądzę podobnie, jak Czemu, że to demiurg, strażnik konwenansu, który napędza akcję i pilnuje, żeby wszystko było jak trzeba i jak sobie wymyślił- zwłaszcza, że w obsadzie umieszczony został jako Magazynier, co pozwala na zinterpretowanie spektaklu jako sztuki w sztuce; zabawy lalkami w sklep w magazynie z lalkami.
Scena z fryzjerem zaburza mi trochę obraz Żabki-demiurga, bo choć sama w sobie z miejsca podbiła moje serce, to jednak jest raczej dodatkiem, ozdobnikiem, który niewiele wnosi do całości i umieszczenie tam akurat postaci Magazyniera nie pasuje mi do wcześniejszych założeń.
Piosenek ze spektaklu mogłabym słuchać w nieskończoność, oj, przydałaby się płyta. Począwszy od Wokulski to wariat po ostatnie 3 kwadranse nie ma kawałka, który by nie wrył się w pamięć, co przy takiej ilości piosenek jest niemałym osiągnięciem i wszystkim wykonawcom należą się wielkie brawa(które z resztą słusznie zebrali). Choreografia zachwycająca.
Jak zwykle bolączką są języki obce. Pozytywnie wyróżnia się Tomasz Fogiel, który dobrze sobie radzi z niemieckim, czego niestety nie można powiedzieć o pani Gerlińskiej (najbardziej razi chyba „Butter” z dźwięczną końcówką). Rozmowy Izy- Reni ze Starskim po angielsku są dla mnie zupełnie niezrozumiałe i Darina wypada w tym momencie dużo lepiej, chociaż tworzy się komiczny kontrast pomiędzy jej wypowiedziami a wypowiedziami Bacajewskiego.
Kurczę, wychodzi na to, że nie podobało mi się więcej, niż podobało, a to nieprawda, jeno łatwiej wymienić mi drobne niedociągnięcia niż wszystko to, co było fenomenalnie dopracowane i sprawiło, że wczoraj długo nie mogłam zasnąć. W ogromie pozytywnych wrażeń te drobiazgi jednak wybijają się bardziej niż gdyby całość była średnia i mam nadzieję, że zostaną jeszcze dopracowane.
Ostatnio zmieniony przez Findurka dnia Pon 15:26, 01 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mateuo
KMTM
Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 2853
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Ustka/Słupsk
|
Wysłany: Pon 19:57, 01 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Nie ma nic idealnego, ale jak dla mnie jest to jednak spektakl idealny. Żadnej wady nie dostrzegłem i nie mam ochoty szukać. Wszystko cudowne! Choreografia, muzyka, scenografia no i ARTYŚCI!!! Fantastyczni wszyscy. Nie będę nikogo wyróżniał, bo wszyscy zasługują na gromkie brawa.
Moja obsada to:
Izabela - zdecydowanie Renia Gosławska, bo po prostu idealnie przypasowała mi jej interpretacja i wokal. Dlaczego nie Darina? Recenzja na trojmiasto.pl wskazuje dokładnie to, co nie podobało mi się (cyt.: Znacznie słabiej prezentuje się druga Łęcka, Darina Gapicz. Jej chichocząca bohaterka z przyklejonym na twarzy uśmiechem wydaje się zwykłą pustą kokietką)
Maria - wokalnie Kasia Kurdej (bo śpiewała taki jeden dźwięk, którego zabrakło mi u Doroty), aktorsko Dorota Krukowska
Baronowa - Karolina Trębacz, mimo że Karola Merda też była fajna
Zakochałem się po uszy w tym spektaklu!
|
|
Powrót do góry |
|
|
mefisto
KMTM
Dołączył: 17 Lis 2008
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdynia/Wawa
|
Wysłany: Śro 8:52, 03 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Spektakl b. interesujący:)
Gratulacje dla twórców i aktorów!
Wyobraźnia w sztuce jest ważniejsza od wiedzy oń, bo wiedza jest ograniczona. Wyobraźnia tworzy rzeczy piękne, a wiedza li tylko doskonałe. Kreatywność+wyobraźnia=charyzma.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aletheia
KMTM
Dołączył: 03 Paź 2008
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Czw 15:41, 04 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Wyszłam z próby generalnej Lalki z dość mieszanymi uczuciami. Jak myślałam o całości to dochodziłam do wniosku: podobało się. Nie powaliło mnie na kolana ale od piątku nie było dnia, żebym nie zastanawiała się nad poszczególnymi fragmentami spektaklu.
Rafał Ostrowski spodobał mi się w roli Wokulskiego (chociaż byłam na to tak nastawiona duchowo, że gdyby mi się nie spodobał, to sama byłabym zdziwiona ). Bardzo duże wrażenie wywarł na mnie pan Sikora jako Rzecki. Chociaż tu spodziewałam się trochę czegoś innego to jednak po spektaklu stwierdziłam, że jego Rzecki jest dla mnie idealny.
Pozostałe role jakie mi się najbardziej podobały to panie Melintom, Tomasz Łęcki i baron Krzeszowski.
Niestety nie przypadła mi do gustu Renia jako Izabela. Chociaż lubię jej głos i podoba mi się w innych rolach to nie jest ona moją Izabelą. No ale to takie odczucie po pierwszym obejrzeniu. Może po kilku razach się do niej przekonam.
Cieszę się, że dziś idę na Lalkę i może tym razem będę w stanie ściślej określić jak bardzo mi się ten spektakl spodobał. Bo to, że się spodobał jest pewne
|
|
Powrót do góry |
|
|
Goldi
Moderator (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kieźlinowo ;))
|
Wysłany: Sob 11:42, 06 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Po próbie generalnej szczerze mówiąc to miałam bardzo mieszane uczucia. Oba akty mi się bardzo dłużyły i nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Także nie byłam przekonana co do zakończenia spektaklu – w ogóle nie czułam, że był to koniec i miałam uczucie jakby jeszcze powinno być parę dodatkowych scen albo jedna porządnie kończąca spektakl piosenka. Nie wiem czy to była wina zespołu i na próbie generalnej nie dawali z siebie wszystkiego czy może po prostu musiałam się do piosenek i do spektaklu przyzwyczaić, ale na premierze byłam zachwycona. Sceny, które tak niemiłosiernie mi się dłużyły na próbie, zachwyciły mnie w sobotę. Energia, piosenki (których powinni zabronić bo co chwila chce się je nucić ^^), choreografia i światła… No super! Spektakl chyba jeden z moich ulubionych. Jedynie co mogę zarzucić to to, że drugi akt się trochę dłuży a w szczególności scena z Richterem….
Rafał Ostrowski fajnym Wokulskim jest Bardzo podobają mi się jego lalkowe ruchy, których dostaje tylko przy Łęckiej. Postać bardzo fajnie poprowadzona no i typowy Wokulski z niego Mam zastrzeżenia co do Łęckiej. Jej postać zbytnio nie trzymała się kupy... Renia wokalnie podobała mi się a w szczególności w drugim akcie w scenie w Łazienkach. Nie podobały mi się wstawki angielskie. Wiem, że były one w książce, ale ja nic nie mogła zrozumieć z tego o czym oni mówili czy tam śpiewali (a angielski uważam , że mam opanowany na takim poziomie, że rozmówki i piosenkę powinnam zrozumieć ) Właściwie to nie mam bladego pojęcia o czym była piosenka Łęckiej i Starskiego. Mówili i śpiewali bardzo niewyraźnie – szczególnie Bacajewski… :/
Lalką ogólnie jestem oczarowana. Zespół świetnie gra i sceny zbiorowe robią ogromne wrażenie (moje ulubione sceny to właśnie zespołowe). Piosenki są świetne – szybko wpadają w ucho i ciągle chce się je nucić (moje ulubione to: otwierająca, w sklepie jak Wokulski ogląda portmonetkę, piosenka Kurdej i oczywiście licytacja). Jak przypominam sobie te sceny to normalnie aż na krześle podskakuję! Ja chce jeszcze raz na Lalkę! Scena licytacji jest zrobiona fantastycznie! Początek taki wampirzy i potem taki mrok… super! Jeszcze przypomniała mi się scena wyścigów konnych i jeszcze z arystokracją… kurcze! Za dużo tych fajnych scen! Spotkanie dotyczące spółki było bardzo sympatyczne ^^ te jeżdżenie na krzesłach bardzo fajny pomysł. Tylko nie wiem co myśleć o wspaniałej piosence którą w tym czasie śpiewają… Jakoś tak średnio mi tam pasuje… tak troszeczkę od czapy – wiem, to miało swój cel, ale jednak… xD Wizualnie to chyba najlepszy spektakl grany teraz w Baduszce.
A i zakończenie na premierze bardzo mi się podobało i nie mam żądnych zarzutów Spektakl BARDZO mi się podoba i nie mogę się doczekać jak jeszcze raz go zobaczę.
Ostatnio zmieniony przez Goldi dnia Sob 11:44, 06 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|