Kuncyfuna
Admin (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: ...z prowincji.
|
Wysłany: Sob 0:17, 08 Lis 2008 Temat postu: Dracula: Entre l'amour et la mort |
|
|
Mam świadomość, że prawdopodobnie tylko ja będe coś skrobać w tym temacie.. Trudno.
Spektakl powstały z inicjatywy Bruno Pelletiera (który wciela się w główną rolę). A mianowicie Bruno zaprosił do współpracy poetę Rogera Tabra i kompozytora Simona Leclerca. Premiera odbyła się 31 stycznia 2006 roku w Théâtre St Denis w Montrealu.
[link widoczny dla zalogowanych] - strona oficjalna
oraz (tradycyjnie) fragmenty:
Etrange etranger
Entre L'amour et la Mort
Avance
A teraz do rzeczy.
Dopiero co skończyłam oglądać ten spektakl. Dość dużo sobie po nim obiecywałam i muszę przyznać, że trochę się przeliczyłam.
Przede wszystkim. Jest to tak naprawdę spektakl kameralny (jeśli chodzi o standardy francuskie). Scenografia jest niewielka, zespół bardzo mały. Naliczyłam 12 osób występujących. Nie było żadnej sceny zbiorowej (trudno nazwać "sceną zbiorową" scenę, w której na scenie jest sześcioro aktorów, a z tego co pamiętam tylu było najwięcej). Nie ma żadnej choreografii.. No może przez jakieś 3-4 minuty cos sie przewinęło, ale ja bym to bardziej nazwała ruchem scenicznym niż choreografią.
Niełatwo oglądać spektakl, nie rozumiejąc języka. Jednak ten oglądało się wyjątkowo ciężko. Nie za bardzo wiedziałam kto jest kim, po co tam jest... Poza tym wszystko było bardzo niespójne.
Kolejnymi minusami jest przesyt efektami specjalnymi. Główną rolę odgrywały animacje i światła rodem z dyskoteki. Początek drugiego aktu skojarzył mi się trochę z pomieszaniem sceny "Rosalina" z RiJ z jakimś koncertem rockowym. Poza animacjami, które były przez cały spektakl, był jeszcze latający Dracula. Do tego, nie wiem w jakim celu, zrobili coś takiego, że często któryś z bohaterów chodził z kamerką w ręku i nagrywał "otoczenie" (tzn siebie, innych aktorów etc) i obraz z kamery pokazywał się na ekranie (bądź dwóch). Chwilami było to użyte np dlatego, że dany aktor leżał na plecach, no więc żeby bylo widać jego mimikę zastosowali takie coś, ok, ale w 80% wykorzystania tego "chwytu" nie mogłam załapać po co?! Być może dla zbudowania klimatu.. Nie wiem.. Mi to klimat psuło. Kolejną rzeczą, która mi się nie podobała było to, że w kliku scenach nagle wychodził sobie na scenę pan z gitarą i grał, albo obok aktora, albo będąc na dole, podczas gdy aktor był na górze. W dodtaku pan z gitarą zachowywał się znowu jak na jakimś koncercie rockowym i widz bardziej zwracał uwagę na to, jak macha głową, niż na aktora.
Muzyka. Słuchając jej na płycie (na której jest kilka wybranych utworów) byłam zachwycona. Moglam słuchać jej w kółko. W spektaklu wszystko się zmywało w jedną całość. Cała muzyka na jedno kopyto troszkę. Pierwszy raz miałam tak, że na płycie muzyka podobała mi się dużo bardziej niż z obrazem.
Co do reszty... Stroje były dziwne (Dracula w brązowym obcisłym kombinezonie. Że nie wspomnę, że mial twarz wypudrowaną na biało, a odkryte ręce i szyję rodem z solarki), ale niektóre mi się podobały (damskie w szczególności).
Podsumowując. Spodziewałam się czegoś naprawdę dobrego, a zobaczyłam średni, niespójny spektakl. Chyba to wszystko było dla mnie za nowoczesne. Za dużo efektów, a za malo treści. No ale mam zamiar obejrzec to jeszcze raz, jak już zdobędę napisy. Może wtedy spojrzę na to inaczej.
|
|