Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Upiór w operze
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 33, 34, 35
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Musicale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Pią 19:13, 01 Lip 2011    Temat postu:

I już jest oficjalny SPOT zapowiadający jubileuszowy koncert w Royal Albert Hall. [link widoczny dla zalogowanych] trochę więcej na temat samego koncertu i obsady oraz Upiora w ogóle.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Nie 20:39, 10 Lip 2011    Temat postu:

Nadszedł czas na Kunc w Her Majesty's Theatre...i szkoda, że tak szybko sobie poszedł. Było to moje drugie prawie-że-spontaniczne wyjście do teatru podczas mojego pobytu w Anglii, a padło na Phantoma właściwie z powodu niewielkiej odległości z teatru do Dress Circle Shop w którym zamierzałam spędzić przedpołudnie. A kiedy już się upewniłam, że na tym spektaklu będzie grał TEN Upiór, nie było innego wyjścia – musiałam to zobaczyć! Nie będę zresztą ukrywać, że bardziej szłam do teatru na JOJ’a niż na sam spektakl. Stres związany z tym, czy dostanę bilet (i jeśli tak, to jaki) był spory, jednak jak się potem okazało – zupełnie niepotrzebny. Fakt faktem, że się wykosztowałam, ale moment kiedy dostałam moje miejsce nr 13 (na samym środeczku) w rzędzie K na parterze, był warty ceny. Wyszczerz, który gościł na mojej twarzy przez kolejne 4 godziny (aż do spektaklu), musiał wprawić w konsternację ludzi na ulicy…

09.07.2011 – 14:30
Phantom – John Owen-Jones
Christine – Katy Treharne (u/s)
Raoul – Oliver Eyre (u/s)
Firmin – Chris Holland (u/s)
Andre – Gareth Snook
Carlotta – Wendy Ferguson
Madame Giry – Cheryl McAvoy
Piangi – Marc Vastenavondt (u/s)
Meg – Liesl Dowsett
…czyli generalnie prawie sami understudies.

Generalnie jak już Dracze mówiła wiele razy wchodząc do teatru „od razu czuje się, że to miejsce gdzie mieszka Upiór”. W pierwszych chwilach teatr wydaje się być maleńki. Mówię o hallu przy kasach i sklepiku, gdzie na początku czekają widzowie. Tutaj jest czas i miejsce, żeby nabyć broszurki z obsadą, CUDOWNE programy z pięknymi zdjęciami aktualnej obsady i inne gadżety. Mniej wymagające osoby mogą zaopatrzyć się w żelki. xD Potem widzowie zaczynają być wpuszczani pod ziemię (tylko ci, którzy mają miejsca na parterze). [link widoczny dla zalogowanych] (czy tylko ja miałam wrażenie, że zza ściany na końcu schodów zaraz wyłoni się postać w masce? XD) schodzimy niżej i tam na chwilę czar nieco pryska, ponieważ oto mamy przed sobą bar. Jednak na widowni cała atmosfera wraca na swoje miejsce i nie pozostaje nic innego jak tylko ją chłonąć (chociaż przyznam, że lody sprzedawane na widowni podczas antraktu lekko tę atmosferę naruszają). Teatr robi wrażenie, a złote zdobienia naokoło sceny pozwalają choć trochę poczuć się jak w Opera Populaire. Spad na widowni jest mały i nie ma zbyt dużo miejsca na nogi, ale dzięki temu z mojego nie-najbliższego rzędu bardzo dobrze wszystko widziałam i scena wydawała się być blisko. A o tym, że nie mam co robić z nogami i tak nie pomyślałam ani razu w czasie trwania spektaklu. Chociaż widownia nie należy do najmniejszych, to jednak jest tam dość kameralny klimat. Generalnie, idealna atmosfera do oglądania spektaklu jakim jest Phantom.

No i w końcu… Gaśnie światło, widać tylko cienie żyrandola i innych przedmiotów ukrytych pod płachtami i słychać głos licytatora, jeszcze zanim zostanie oświetlony. Scena licytacji byłaby owiana większą magią, gdyby widownia już poczuła że zaczął się spektakl (a akurat u mnie w tym momencie weszła jakaś wycieczka i bardzo głośno zajmowała swoje miejsca). Jednak mimo wszystko dobrze, że przedstawienie zaczyna się od takiego wyciszenia, bo przez to jeszcze bardziej odczuwa się kontrast jaki zachodzi po odsłonięciu żyrandola. Phantomowa „Uwertura” była jedną z najbardziej magicznych chwil, jakie kiedykolwiek przeżyłam w teatrze. To nie do opisania jak nieziemski był ten moment. Połączenie genialnej muzyki, którą uwielbiam, z powoli podnoszącym się żyrandolem i błyskawicami z tyłu sceny, sprawiło że wszyscy siedzieli jak zahipnotyzowani śledząc wzrokiem unoszącą się machinę. Wiem, że to może głupie, ale był to jeden z niewielu momentów, kiedy miałam łzy w oczach (i teraz też mi się zbierają, kiedy sobie to przypominam). I nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że tak „błaha” pozornie scena wywoła u mnie taką reakcję… Tym bardziej, że nie pałam aż taką miłością do tego spektaklu, żeby płakać tylko dlatego, że tam jestem. A jednak to, co się tam czuje w tym momencie jest naprawdę niezwykłe.
Nie wiele jest czasu, żeby ochłonąć bo zaraz potem zaczyna się właściwa akcja spektaklu. Na „Hannibalu” miałam trochę problem ze skupieniem, bo na scenie działo się sporo i nie wiadomo było gdzie patrzeć, tym bardziej że Firmin, Andre i Lefevre trochę ginęli w tłumie, tak że raczej zwracałam uwagę na balet, niż na postaci dyrektorów. …no a potem poleciało.

Generalnie, moim zdaniem Phantom ma parę wad. Są momenty w których jest trochę sztampowy i trąca myszką. Mówię tu np. o wielu wystudiowanych i stałych gestach, z którymi nie wszyscy aktorzy sobie radzą, a to powoduje że wygląda to trochę sztucznie. Nie lubię np. Megowych wyjść z „he's here… the phantom of the opera”, tekstu Raoula „this time disaster will be yours!” (czyli “a więc wojna, przewrotny przyjacielu…!” w wersji polskiej xD), jego wtrąceń przy opowieści Madame Giry, obiegania dachu tak z pięć razy, czy wieeeelu gestów Christine. Takich momentów było sporo, jednak ogólnie spektakl ogląda się bardzo przyjemnie. Scenografia jest cudowna, chociaż nie przepadam za garderobą Christine. Za to Upiorne lustro jest genialne. Zakochałam się w dachu Opery… Widok na Paryż w nocy wygląda nieziemsko, że już nie wspomnę o bliźniaczym podobieństwie fragmentu dachu do prawdziwego budynku. No i w końcu zrozumiałam fenomen Maskarady. Wydaje mi się, że Roma w ogóle nie powinna się odzywać, że miała jakiekolwiek schody, bo to co widać w oryginale jest po prostu… WOW. Kostiumy w tej scenie (w innych też, ale w tej szczególnie…) były po prostu przepiękne. Moim faworytem pozostaje Małpka i urzekający Pan z Bębenkiem, ale generalnie wszystko było tak piękne i urzekające, że brak słów. Kolejną rzeczą, która robi wrażenie, jest „wszędobylstwo” Phantoma. Jego parokrotne pojawienie się nad sceną sprawiło, że potem przy każdej jego kwestii z offu ludzie intensywnie się oglądali, czy przypadkiem Upiór nie zeskoczy na nich z balkonu, tudzież nie wylezie spod fotela. Efekt ten potęgowało REWELACYJNE nagłośnienie, które powodowało, że naprawdę czuć było że ten facet w masce jest gdzieś w powietrzu i krąży niewiadomo gdzie. Poza tym wszystko było idealnie słychać i dzięki temu wszyscy aktorzy brzmieli naprawdę imponująco. Generalnie, profeska w każdym calu.
Chciałam jeszcze wygłosić pean pochwalny dla kogoś, kto wymyślił taką rzecz jak antrakt. Przynajmniej jest moment, żeby ludzie się uciszyli... bo nie wyobrażam sobie oglądania właściwego spektaklu, kiedy wszyscy gadają.

No i obsada:
John Owen-Jones (Phantom) - …brak słów. Marzyłam o tym, żeby zobaczyć go w tej roli i patrząc / słysząc go w teatrze, nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Siłą rzeczy wymagałam od niego naprawdę bardzo dużo i miałam bardzo wygórowane oczekiwania, tak że chociaż przez cały spektakl był naprawdę świetny, to jednak miałam pewien niedosyt. ...do ostatniej sceny, która dopowiedziała wszystko i wyklarowała tę postać. Zawsze ten moment był dla mnie przydługi, ale JOJ zagrał ją tak, że po prostu przez blisko 10 minut siedziałam roztrzęsiona wgapiając się w niego i nie mogąc uwierzyć, że można tak genialnie coś zagrać. Ale od początku… Ogólnie rzecz biorąc, jego Upiór był pełen pozorów i miał wiele twarzy, w zależności od tego przed kim udawał. Zaczynając od zachowania wobec Christine. Pokazywał jej że jest pewny siebie, dumny i ma władzę. Jego „Sing!” w tytułowym utworze i „wypychanie” jej do przodu wyglądało tak, jakby za wszelką cenę chciał pokazać swoją moc, na zasadzie „ja jestem Twoim panem, więc rób dla mnie wszystko co Ci każę!”. Dracze pisała, że Shannon grał jakby chciał oczarować ją poprzez sztukę. W „The music of the night” JOJ, owszem, próbował ją oczarować jednak wyglądało raczej to tak, jakby twórczość miała być pretekstem do omotania Christine, a wzbudzenie w niej zachwytu było tylko drogą do realizacji celu. Zupełnie tak, jakby Eryk chciał ją od siebie uzależnić. Tak więc, przez cały utwór Upiór opowiadał o swojej muzyce, ale w taki sposób iż było widać, że to tylko jego sztuczka. Nie wiem za bardzo, jak to wytłumaczyć… Wyglądało to trochę tak, jakby ktoś chciał zwabić dziecko do piwnicy opowiadając, że jest tam pełno skarbów i zabawek. Dziecko zaczyna sobie wyobrażać i zatapiać się w ten świat, a osoba dorosła ma świadomość, że to bajki jednak widząc reakcję słuchacza opowiada coraz więcej i więcej. I tutaj wyglądało to podobnie, tyle że muzyka była piękna w rzeczywistości, a nie tylko w wyobrażeniach Christine. Phantom patrzył na reakcje dziewczyny, która zdawała się wręcz zatracać w tej muzyce (i jego opowieści), odpowiednio ją podkręcał, jednak przy każdej jej próbie spojrzenia na niego czy zbliżenia się z jej własnej inicjatywy, momentalnie i gwałtownie odwracał jej twarz lub odsuwał się po to, by po chwili dalej kontynuować swój wywód i ponownie się do niej zbliżyć – na tyle, na ile ON tego chce. Chyba nie widziałam wcześniej takiej interpretacji tej sceny, nie pamiętam jak JOJ gra to na nagraniach sprzed paru lat (a teraz boję się włączyć, żeby nie wymazać z pamięci wczorajszych wrażeń). W każdym razie moim zdaniem tutaj priorytetem nie była sama opowieść i pokazanie muzyki nocy, tylko wywołanie jak największego zaangażowania i zachwytu u Christine. (TUTAJ świetne nagranie sprzed paru miesięcy - tak samo grał na moim spektaklu… tyle, że u mnie nie złapał Christine i nawet nie udawał, że w ogóle ma taki zamiar… Tak, że nie wiem od czego to zależy xD). Generalnie, taki obraz Upiora-manipulatora mógłby trochę nastawić widza przeciwko niemu i faktycznie po pierwszym wrażeniu można było poczuć do niego niechęć (szczególnie po końcówce tytułowego utworu, gdzie naprawdę sprawiał wrażenie lekko agresywnego... W „The music of the night” już dałam się zmanipulować, tak jak Christine Smile). Jednak wszystko momentalnie się zmienia, kiedy zobaczymy jego prawdziwą twarz. Namiastkę tego po raz pierwszy było widać to, w „Damn you!”, zaraz po początkowym szale, jaki go ogarnął (…a szał był naprawdę taki, że wydawało się jakby JOJ mógł roznieść scenę, gdyby tylko chciał). Był wtedy taka chwila, kiedy wyszła na jaw rozpacz spowodowana własnym wyglądem, lecz cały czas było to podszyte złością i władczością, co było widoczne w momencie, kiedy Upiór mówi do Christine, że czas wracać bo będą jej szukać. Wyciągnął do niej rękę i widząc, że ona obawia się mu podać swoją, sam ją pociągnął (w zasadzie szarpnął) ze zniecierpliwieniem. Repryza „All I ask of you” po raz pierwszy pokazała, co naprawdę czuje Upiór i jaki jest. Tutaj już powoli było widać, że w rzeczywistości jest bezbronny i nie może nic poradzić na związek Christine i Raoula. Cała wyższość Eryka nad innymi i nad samą dziewczyną, jest dla pozorów wykreowana przez niego samego, ale tak naprawdę, on sam wcale nie czuje się silny. Jednak w tym momencie, Eryk nie odsłonił się jeszcze całkowicie. …i tym sposobem powoli dochodzimy do kluczowej sceny… Na początku lochów Eryk wrócił do swojej bezwzględności – on jest tu panem, Christne należy do niego i będzie tak, jak on tego chce niezależnie od jej zdania. Po przyjściu Raoula do pewności siebie doszła jeszcze ironia… i tutaj JOJ pokazał swój geniusz. Był taki moment, nie pamiętam który dokładnie, ale możliwe że „Pitiful creature of darkness... What kind of life have you known...?”. W każdym razie, Upiór na wszystkie słowa Raoula bądź Christine reagował albo sarkastycznie, aż do bólu, albo ukazując swoją władczość i pewność. I w pewnym stał przodem do widowni z ironicznym uśmiechem, dumnie wyprostowany (choć było widać, że to wszystko tylko na pokaz) aż Christine zaczęła mówić o jego strasznym losie i wtedy momentalnie cała przykrywka jaką przybrał, zaczęła z niego chodzić i odsłoniła tego prawdziwego, skrzywdzonego człowieka. To był pierwszy moment, a później – po pocałunku Christine, już wszystko wyszło na jaw. Upiór w wykonaniu JOJa wyglądał jak skrzywdzone dziecko, jednak miał w sobie coś ze zwierzęcości… już nie pod względem gwałtowności, tylko jakiegoś takiego… nie wiem… smutku i beznadziei…? Kurde, naprawę nie da się tego ubrać w słowa. Tuż po pocałunku, JOJ stał przez chwilę ze spuszczoną głową i wyglądał jak najbardziej bezbronna i pokrzywdzona istota. Nie musiał nic robić, wystarczyło że stał i łzy same napływały do oczu (mi... chociaż jemu w sumie też mogły Razz). Dopiero ta scena spowodowała, że widz mógł doskonale zrozumieć jego tragedię i motywy działania. Przez cały spektakl nie było tak naprawdę widać, jego samotności ani tego, że tak bardzo zależy mu na Christine. I dopiero tutaj widz dostrzegł jak nieprawdziwy był wizerunek, który Eryk budował wokół siebie. To ciągłe udawanie i skrywanie prawdziwych emocji, które eksplodują w końcówce, zupełnie zmienia postrzeganie jego postaci i wyolbrzymia jego cierpienie. Generalnie, ta scena w jego wykonaniu to po prostu mistrzostwo… TUTAJ ta scena podczas tego samego spektaklu, co wyżej… tyle, że moim zdaniem wczoraj zagrał to lepiej. No i najlepszym momencie kamera jest niestety skierowana na Ginę… (swoją drogą uwielbiam sposób, w jaki JOJ „przygotowuje” sobie pannę młodą.)
Co do wokalu, to chyba nie muszę wiele mówić. Słuchanie go to po prostu czysty obłęd. Wprawdzie JOJ ma swoją manierę, która często daje o sobie znać, ale moim zdaniem ma w jego wypadku ma to swój urok i tak czy siak jego głos jest nieziemski. A w połączeniu z genialnym aktorstwem robi wrażenie, jak mało co. Zresztą JOJ samym głosem gra wcale nie gorzej, niż ciałem. Potrafił nim tak modulować, że bez problemu owijał mnie sobie wokół palca i wcale nie dziwi mnie, że Christine też ulegała takiemu Upiorowi. Na wielkie brawa zasługiwał też w „Point of no return”. Było parę momentów, w których dało się usłyszeć że to on-Upiór kryje się pod przebraniem. Ale generalnie, tak dobrze imitował tenorowy głos Piangiego, że naprawdę można było się na to nabrać.
Podsumowując, mimo tego że Phantom w wykonaniu JOJa był bardzo różnorodny i miał wiele twarzy, była to postać wiarygodna i jego różne zachowania w ciągu całej sztuki zostały doskonale uzasadnione. Wobec tego, w poszczególnych fragmentach sztuki, widać było jego zezwierzęcenie, spowodowane długoletnim zamknięciem, chęć zaimponowania i posiadanie władzy, co w tych okolicznościach było logiczne (kiedyś ktoś panował nad nim i decydował o jego losie, teraz – w ramach odwetu – on chciał robić to samo), oraz – w końcu – nieszczęście i wielką tragedię tego człowieka, co jest chyba kluczowe dla tej postaci. Generalnie, interpretacja – moim zdaniem – bardzo dobra, wykonanie jeszcze lepsze. I chyba właśnie to ukrywanie prawdziwej twarzy Upiora i ciągłe udawanie sprawiło, że Eryk w tym wykonaniu był tak ciekawy do oglądania (pomijam aktorstwo, bo to już w ogóle wymiotło wszystko). Ogólnie rzecz biorąc, JOJ potwierdził swój geniusz na całej linii i doskonale wybronił tę postać. Teraz nie mam już żadnych wątpliwości, że poza byciem genialnym wokalistą, jest też rewelacyjnym aktorem. …i w tym przypadku pytanie „Who’s the king…?!” staje się retoryczne. Bez dwóch zdań, BEST PHANTOM EVER! Oby nam tylko JOJ zdrowy był i grał jak najdłużej… Fajnie by było jakby dostał w końcu też jakąś inną postać niż Jean Valjean i Phantom (chociaż dopóki go gra, to niech gra dalej…!). Chyba zacznę się poważnie zastanawiać nad jeszcze jednym wyjściem na Upiora, bo dla takiego Aktora naprawdę warto.

Katy Treharne (Christine) – bardzo chciałam zobaczyć Sofię Escobar, bo chodzą słuchy, że jest świetna. Ale generalnie, po prostu marzyło mi się obejrzenie aktorki, której Christine nie będzie jedynie zagubionym dzieciątkiem i będzie miała jakiś fajny pomysł na tę postać. Niestety, pod tym względem trafiłam kulą w płot. Katy jest debiutantką i tutaj niestety było widać, że nie ma doświadczenia aktorskiego. Nie wiem, czy miała jakikolwiek pomysł na tę postać, czy po prostu robiła to, co jej kazali i tyle. Bo tak to niestety wyglądało. Christine w jej wykonaniu była strasznie infantylna, jakby nie miała swojego zdania… No po prostu. Nic, żadnego głębszego podszycia. W „Point of no return”, chyba w celu zagrania pożądania / kusicielstwa, robiła minę jak TUTAJ pan w 42 sekundzie. I był taki moment, kiedy myślałam że już poznała Upiora, tyle że hmm… Gwałtownie odskoczyła od niego, jak JOJ dotknął ją w okolice piersi i zaczęłam się zastanawiać, skąd po tym geście wiedziała że to on (…Gustave począł się wcześniej, niż twierdził ALW, i już wtedy znała jego intymny dotyk, czy co? xDD). Jednak to, co jest najgorsze, to właśnie to o czym pisałam już wcześniej. Postać Christine ma „w scenariuszu” wpisanych wiele gestów, które wykonują wszystkie odtwórczynie tej roli w wersji replica i często doświadczonym aktorkom nie udaje się wiarygodnie z nich wybrnąć… Tutaj pod tym względem była tragedia. Wszystkie tego typu rzeczy wyglądały po prostu strasznie (wyciąganie rąk ku górze w „Wishing you where somehow here again”…brrrr). Były momenty, kiedy chciało mi się śmiać, tylko niestety po chwili dochodziło do mnie, że to wygląda dość żałośnie. Te założenia jakie gesty Christine obowiązkowo musi wykonywać, kompletnie jej nie pomogły. Bez tego, wyszłoby z tego bezbronne dziecię, którego nikt nie słucha i które nie potrafi się postawić. A tak to niestety… No nie wyglądało to ciekawie. ALE…! Muszę przyznać, że Katy śpiewała naprawdę nieziemsko i słuchanie jej było ogromną przyjemnością. Pięknie śpiewała wszystkie góry i generalnie brzmiała niby dość klasycznie, ale kiedy trzeba było przechodziła na śpiew bardziej musicalowy. A to połączenie dawało naprawdę świetny efekt. Tak, że za wokal naprawdę ogromne brawa, aż chciałoby się słuchać jeszcze i jeszcze! Generalnie, nie chciałabym trafić na nią w teatrze po raz drugi, ale jakby mieli wydać CD z Katy śpiewającą Christine, to byłabym pierwsza w kolejce po płytę!

Oliver Eyre (Raoul) – jako aktor wcielający się w rolę był bardzo w porządku, jako ideał faceta raczej nie. Sposób w jaki zagrał tę rolę był dość ciekawy i generalnie na plus. Otóż, nie wiem czy taki był zamysł, ale ja odebrałam tego Raoula jakby bardziej chodziło o jego dumę i o to, żeby podnieść swoje ego pokonując Upiora, niż o samą Christine. Nie wyczuwałam w jego zachowaniu żadnej wielkiej miłości do niej. W „All I ask of you” niby mówił, że ją kocha ale mnie to specjalnie nie przekonało. Oliver, owszem, był arystokratyczny i (bardzo) twardo stąpający po ziemi (tu wychodzi na to, że podobnie jak Simon), z tym że właśnie zabrakło czułości w stosunkach z Christine. Tzn niby była jakaś czułość z jego strony (jakby nie patrzeć, tego wymaga scenariusz xD), ale ja widziałam w tym raczej gesty lekko fałszywe (czy może nie tyle fałszywe a raczej „nad wyraz”), niż prawdziwą miłość. Raczej jakby Christine miała być jego dziewczyną, ale może niekoniecznie później żoną i matką jego dzieci. Również potem nie wydawał się być bardzo przejęty, kiedy miał wystawić Christine jako przynętę, tak jakby priorytet był dla niego jasny. Raczej cały czas skupiał się na tym, żeby złapać Upiora, niż żeby wyzwolić ukochaną. Jeżeli w ogóle miało być z jego strony jakieś większe uczucie, to myślę że raczej w samej końcówce - kiedy zrozumiał swój błąd i to, że może ją stracić. Ten Raoul nie był może facetem, którego można by nie wiadomo jak bardzo zazdrościć, ale do oglądania był całkiem fajny. Może właśnie przez to, że brak nadmiernego uczucia sprawił, że nie był słodki i cipciakowaty, jak to z różnymi Raoulami bywa. Wokalnie był fajny, bardzo ładnie zaśpiewał angielski odpowiednik polskiego „wspomnienie TAAAmtych dni za mgłą” i generalnie miał ładny, dość niski głos. Generalnie, mi się podobał. Może nie był to Raoul idealny, ale na pewno nie przeszkadzał i był ok. Z tym, że mówię… To co napisałam wyżej, to wyłącznie to, co ja widziałam. Nie wiem, czy tak miał wyglądać portret psychologiczny tego Raoula… Tym bardziej, że Oliver też nie ma doświadczenia, więc ciężko się domyślić czy obmyślał postać, czy po prostu grał jak leci. No ale, tak czy inaczej jakiś sens można było w tym znaleźć, mi się generalnie podobało.

Wendy Ferguson (Carlotta) – była rozkapryszona, ale w taki sposób, że dało się ją lubić. Tak więc ogólnie, była odpowiednia ilość fochów, ale nie na zasadzie karykatury. Generalnie, pani nie była najbardziej szczupłą i wiotką osobą, tak więc jej majestatyczny krok jeszcze bardziej pasował do tej postaci. Podbiła mnie tym, jak po Hannibalu stanęła z boku sceny i patrząc na widownię próbowała zawołać dyrygenta poprzez powtarzanie raz za razem „Reyer! Reyer! Reyer! (…)”, tak jakby uważała, że należy jej się żeby przyszedł i zareagował, mimo tego że pewnie nawet jej nie słyszy w całym zgiełku (i w końcu się doczekała). Poza tym duże brawa za „these things do happen!”. Zagrała to bardzo naturalnie, co nieczęsto się zdarza. „She’s mad” brzmiało raczej jak odkrycie / stwierdzenie, niż chęć upokorzenia Christine. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo udana Carlotta.

Cheryl McAvoy (Madame Giry) – na początku nie rzucała się za bardzo w oczy, co początkowo mnie nie przekonało. Jednak patrząc na to, co działo się później, uznałam że w zasadzie mógł to być plus. Otóż, Madame w tym wykonaniu nie była bardzo surową osobą, która tą surowością się wybijała. Owszem, była dość zdecydowana, jeśli chodzi o szkolenie tancerek, czy pomoc w wybiciu się Christine, ale również nie na tyle, żeby mieć bardzo dużą siłę przebicia w każdej sprawie. Pod tą powłoką kryła się kobieta wrażliwa, szczególnie na osobę Upiora. Jej reakcja na pomysł złapania Eryka w pułapkę, doprowadziła mnie do łez. Widać było, że cierpienie, jakiego doznał, nie jest jej obojętne i że zupełnie nie zgadza się z tym, co reszta planuje zrobić. Ta jedna reakcja bardzo podniosła tę aktorkę w moich oczach i ogólnie postać bardzo dużo tym zyskała.

Liesl Dowsett (Meg) – w scenie Hannibala mi się nie podobała, ale tam nie podoba mi się chyba żadna Meg – “He’s here, the phantom of the opera” jest sztuczne i myślę, że naprawdę ciężko zagrać to naturalnie (i wcale mnie to nie dziwi). Później prawie za każdym razem ze sztuczności udawało jej się wybrnąć w taki sposób, że kiedy dorzucała dwoje trzy grosze (a Meg chyba nigdy nie ma nic istotnego do powiedzenia) i spotykała się z nie za dużym odzewem, robiła minę typu „kurde, chciałam się wybić i znowu wszyscy mnie olali” xD Ta sama mina zadziałała, kiedy matka oznajmiła jej, że nie idzie z nią i Raoulem do kryjówki Upiora. Ogólnie aktorsko była całkiem w porządku, chociaż nie wyglądało to jakby miała z Christine nie wiadomo jak silną więź. Śpiewała naprawdę ślicznie, mimo tego że vibrato robiła trzęsąc całą głową, co wyglądało...raczej pociesznie xD

Pozostałe postaci były całkiem w porządku. Dyrektorzy mieli momenty, gdzie mogliby być trochę bardziej zabawni, ale generalnie wszystko było tak, jak powinno być i stanowili dobrą otoczkę dla głównego wątku.

Podsumowując. Phantom sam w sobie nie zostanie moim ulubionym spektaklem, to wiem na pewno. Choć ogląda się przyjemnie, to jednak myślę, że nie jest to spektakl który mogłabym oglądać nieustannie. I dlatego bardzo się cieszę, że miałam szansę zobaczyć tę sztukę z JOJem w roli głównej, bo myślę że bez niego całość momentami mogłaby mi się dłużyć. Nie mówię, że mi się nie podobało, bo musiałabym skłamać. Podobało mi się i to bardzo, jednak generalnie to są nie do końca moje klimaty. Jakbym mieszkała w Londynie, to oczywiście miałabym inne nastawienie i na pewno poszłabym jeszcze przynajmniej kilka razy. Ale w sytuacji gdyby nie grał JOJ, a ja miałabym jechać tylko i wyłącznie na Upiora, nie jestem pewna czy wybrałabym akurat ten spektakl. Nie wiem, może wybiorę się jeszcze raz… Zobaczę jak będę stała z pieniędzmi i z czasem, ale jeśli pójdę na Upiora po raz drugi, to i tym razem będzie to raczej wyjście „na JOJa” niż na sam spektakl.

Bardzo tyci fragment mojego spektaklu, a mianowicie ostatnie 3 minuty.
Think of me w wyk. Katy

Nie ma żadnych fragmentów z Oliverem w Upiorze, ale gdyby ktoś chciał posłuchać go tak generalnie, to TU jest to ten pan, który śpiewa jako pierwszy.

Chcąc znaleźć odpowiedni fragment trafiłam niechcący na pana Peter’a Karrie w ”Final Lair”. Warte obejrzenia, bo pan gra w sposób bardzo nietypowy.

PS. W toalecie był napis po polsku, żeby pilnować swoich rzeczy i nigdzie nie zostawiać… Miły akcent pospektaklowy Smile


Ostatnio zmieniony przez Kuncyfuna dnia Nie 20:41, 10 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pon 11:54, 11 Lip 2011    Temat postu:

Jak ja Ci cholernie, cholernie zazdroszczę.

Dzięki za te wrażenia, naprawdę świetnie się czytało Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Pon 17:32, 12 Wrz 2011    Temat postu:

Do koncertu z okazji 25 została dosłownie chwila, więc coraz więcej szczegółów wychodzi na jaw. [link widoczny dla zalogowanych] można zobaczyć koncertową scenografię. Jak dla mnie wygląda to boskoo...chociaż niezbyt koncertowo, ale to i lepiej Smile

Obsada przedstawia się tak:
Ramin Karimloo - 'The Phantom'
Sierra Boggess - 'Christine'
Barry James - 'Monsieur Firmin'
Gareth Snook - 'Monsieur André'
Liz Robertson - 'Madame Giry' (kolejna osoba z obsady LND)
Wynne Evans - 'Piangi'

O Raoulu informacji nie ma... wygląda na to, że specjalnie jest to owiane tajemnicą, żeby bardziej nakręcić fanów. Podobno Amazon mówi (jeżeli zrobi się pre-order dvd), że Raoula gra Hadley Fraser, ale nie ma nigdzie informacji oficjalnej, więc jest to jedyna plotka póki co.
Opis koncertu zawiera dopisek, że obsada i orkiestra będzie się składać z około 200 osób i że przewidziane są występy gości specjalnych, więc można szykować sie na siuprajsy.

EDIT: I kolejna próbka scenografii [link widoczny dla zalogowanych].


Ostatnio zmieniony przez Kuncyfuna dnia Śro 17:47, 14 Wrz 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pią 11:43, 23 Wrz 2011    Temat postu:

Podano już oficjalną obsadę na koncert. I owszem, Raoula gra Hadley Fraser. Po tym, co przeczytałam o jego Javercie, chyba możemy się spodziewać czegoś... oryginalnego XD

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Pią 21:39, 23 Wrz 2011    Temat postu:

Szczerze mówiąc nie wiem co myślę o tym pomyśle... Z jednej strony cieszę się, że zobaczę kogoś, kogo widziałam na żywo (zawsze przyjemniej się ogląda znajome twarze), ale z drugiej hmm... Z tego udało, co mi się wyszukać (a właściwie czego się nie udało), wygląda na to że Hadley nigdy nie grał Raoula. Nie za bardzo podoba mi się polityka obsadzania ludzi "z przypadku" na koncertach jubileuszowych i sądzę, że powinni dobierać Dream Cast na podstawie opinii widzów, z tych aktorów którzy dane role grali. No ale nic... Raoul generalnie nie wzbudza we mnie specjalnie wielkich emocji, a Hadley śpiewa przepięknie, więc powinno być ok.

EDIT: Tak sobie teraz słucham różnych rzeczy w wykonaniu Hadleya i muszę stwierdzić, że z każdą sekundą coraz bardziej się przekonuję do jego występu w koncercie. ...i zakochuję się w jego głosie. xD

EDIT 2: Wieść niesie, że dzisiaj o 23 czasu polskiego w Radiu BBC 2 Sierra będzie mówić o koncercie. Audycji można posłuchać na żywo w internecie.


Ostatnio zmieniony przez Kuncyfuna dnia Pią 22:04, 23 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Pią 16:45, 21 Paź 2011    Temat postu:

No i jest info o Upiornym Tourze z okazji 25-lecia. Otóż, start 27 lutego i póki co kalendarz kończy się 16 lutego 2013, ale wygląda na to, że objazd będzie dłuższy. Rolę Upiora będą dzielić John Owen-Jones i Earl Carpenter, a w roli Christine wystąpi Katie Hall, czyli obecna alternate Christine w Her Majesty's. O Raoulu póki co informacji nie ma, ale ktokolwiek by go nie grał, myślę że i tak spektakl zapowiada się obiecująco, patrząc na główny duet.

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Kuncyfuna dnia Pią 16:46, 21 Paź 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pon 11:37, 24 Paź 2011    Temat postu:

ONI MUSZĄ WYDAĆ Z TEGO PŁYTĘ. Nie żartuję. MUSZĄ.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Pon 15:22, 24 Paź 2011    Temat postu:

Wydaje mi się, że to raczej formalność... a przynajmniej mam taką nadzieję. Pytanie tylko który Phantomek się załapie...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Musicale Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 33, 34, 35
Strona 35 z 35

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1