Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Straszne Dzieci
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Archiwum / Scena Kameralna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Findurka
KMTM


Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 1:50, 17 Sty 2010    Temat postu:

Czas na kipiącą od spoilerów relację z wczorajszego spontanicznego wyjścia na Straszne Dzieci. Wszystko dlatego, że stał się cud i z kategorii cenowej 50/40zł SD przeskoczyły sobie do 40/24. Nie mogłam więc sobie odmówić tej przyjemności. Jak się okazało na miejscu, nie tylko ja, we foyer spotkałam bowiem Kity z koleżanką i zostałam wypatrzona przez Kamilkę. Usadowiłyśmy się więc grupowo w pierwszych rzędach po prawej.

Szybkie zerknięcie na scenografię i już pierwsza radość: są instrumenty, czyli nie spełniła się groźba nagrania Panów w czapeczkach i odtwarzania ich z taśmy dla obniżenia kosztów. Z resztą, gdyby ich nie było, to na początku ktoś musiałby chyba wyjść na środek i szepnąć "Sssssza!", żeby można było w ogóle zacząć grać, bo przez brak kurtyny publiczność była niezwykle rozgadana i niektórym nie przeszkadzało nawet, że światła już zgasły. Dopiero gdy coś zaczęło się dziać, czyli panowie z zespołu weszli, pozapalali sobie światełka i założyli czapeczki, sobie lub instrumentom (gest oddania czapeczki koledze kontrabasowi tak zacnym jest, że wnioskuję o przyznanie kontrabasiście drugiej czapeczki, coby nie był poszkodowany z powodu swej wielkoduszności). Gdy Tomek przewrócił się znienacka na drugi bok, to nawet najwytrwalsze gaduły się na chwilkę zamknęły.

Tym razem nie miałam najmniejszych problemów z wczuciem się w spektakl, zapewne przez bliskość drugiego rzędu. Niestety przez to ominęły mnie samolociki, ale przecież nie może być zbyt pięknie, co nie? Dość, że Alek Perski spoglądał groźnie stojąc tuż przede mną, przez co chyba czuję się usatysfakcjonowana. Z jednej strony lubię w kameralnej to, że odległość między aktorem a widownią jest minimalna, że moje krzesełko stało niemalże w pokoju, a szalik leżał o krok od moich stóp, bo takie drobiażdżki niesamowicie intensyfikują odbiór. A z drugiej strony pogłębiają wymiar podglądactwa, ograniczając tym samym moje przeżywanie. Siedząc blisko, prawie między aktorami mam ochotę udawać, że mnie nie ma, staram się nie uśmiechać za bardzo przy cieszącej mnie scenie ani patrzeć z nienawiścią na nielubianych bohaterów. Wiecie, jak dziecko, które schowało się za zasłoną, żeby podsłuchać rozmowę, która nigdy by się nie odbyła, gdyby ktokolwiek wiedział o jego obecności; boi się poruszyć, żeby nie zostać odkryte i nie zaburzyć przypadkiem przebiegu sceny, którą tak bezczelnie podgląda. A już zupełnie mi się to uczucie pogłębia, gdy przychodzi listonosz i wszyscy nagle pięknie pozują jak do rodzinnej fotografii.

W związku z tym, ze to mój drugi spektakl, mogłam zamiast na ogarnianiu całości skupić się bardziej na relacjach między postaciami (miejsce niezmiernie temu sprzyjało). Uderzyło mnie najbardziej chyba to, o czym mówił Tomek w wywiadzie po premierze na temat Lily, która goniła motylka, a tak naprawdę wpadła z facetem. Wtedy to mnie nie przekonało, wydawało się zbyt daleko idącą interpretacją. Być może dlatego, że na pierwszym spektaklu bardziej skupiłam się w tym momencie na zrozpaczonej minie chłopca, który w czeluściach kocyka utracił jakby swoją pierwszą miłość, niż na rodzicach. A to oni grają w tej scenie pierwsze skrzypce. Wcześniej nie zwróciłam uwagi na to, z jakim żalem matka mówi o Lily- to nie jest czułość, jaką można darzyć lalkę czy bohaterkę jakiejś historii, ale czyste rozżalenie, rozczulanie się (nad sobą?)- czy na fakt, że mówiąc z wyrzutem o zwodniczym motylku patrzy w oczy Ojcu, a jego riposty dotyczące motyli, których naturą jest przecież latanie tu i tam, są tak naprawdę skierowane do niej. Prosta, dziecinna piosenka staje się pretekstem do wzajemnego obwiniania się o obecną sytuację, utraconą na zawsze wolność i możliwość spełnienia marzeń. Bo ona nie miała szans zostać słynną tancerką, a bez niego i dziecka wybiłaby się na szczyt. Bo on, lekkoduch, „motyl” nagle zostaje zamknięty w roli męża i ojca, żywiciela rodziny, a jedyna ucieczka, na którą może sobie pozwolić, to alkohol. Dobra, starczy tych przemyśleń na temat przemyśleń wynikających z przemyśleń, zanim sama się zgubię. Wink

W ogóle, podczas spektaklu następuje we mnie jakaś taka gradacja, i tak jak na początku czarny humor jeszcze śmieszy, tak później (chyba od „Wcale nie bolało!” i dalej) jest dla mnie czymś tak makabrycznym, że śmiech wydaje się nie do pomyślenia. Tym bardziej mrozi mnie, gdy słyszę, że kogoś to śmieszy. Nie chodzi mi o to, żeby kogoś w tym momencie mitygować, może podchodzę do tego zbyt poważnie, bo żartom samym w sobie trudno odmówić sensu i humoru, ale w kontekście sytuacji, sami wiecie. Tak to już jest z tym spektaklem, że pokazuje rzeczy tak paskudne i odstręczające, że nie można od nich oderwać wzroku.

Po raz kolejny zachwyciły mnie lalki, ale teraz już wiem, że największą miłością pałam do Pawełka, Grzesia i Juleczka. Obcięcie paluszków było dla mnie jeszcze większą traumą, niż poprzednio, a przerażona mina chłopca, próbującego dopasować rączki do kikutków sprawiła dodatkowo, że przez głowę przemknęła mi myśl, by zerwać się z krzesełka, wymierzyć policzek ojcu, wrzasnąć na nich, żeby się opamiętali, cokolwiek. A potem znaleźć jakieś nici w maminych szufladach i przyszyć rączki na miejsce. Z kolei scena z Michasiem zrobiła na mnie mniejsze wrażenie, niż za pierwszym razem. Wyciąganie kolejnych wnętrzności, a szczególnie czerwonego szaliczka, jest dużo bardziej efektowne, gdy patrzy się z boku. W ogóle, scena ta ma w sobie coś z obrzydliwości tortur i zaczyna dziwić mnie własne stwierdzenie, że wolałabym inny widok, coby było więcej okropności. Nad Pawełkiem po prostu trzeba się ulitować, zwłaszcza po przejmującym „wcale nie bolało”. Nawet ojciec w tej scenie płacze, chociaż nie wydaje mi się, żeby płakał z powodu sprawionego synowi lania. Raczej z bezsilności, niemożności dotarcia do własnego dziecka. Mamy więc kolejny moment, który mnie porusza. Chyba nie sposób też nie odczuwać grozy, gdy Grześ jest miotany przez wichurę, a następnie zawisa na szaliku i nie współczuć chłopcu, któremu rodzice w tak paskudny sposób zamordowali zabawkę. Bo wydaje mi się, że chłopiec właśnie tak to odbiera: nie widzi w zabawkach przykładu dla siebie w taki sposób, jak to pojmują dorośli, nie ma pojęcia o czymś takim jak przenośnia czy alegoria. Postrzega lalki jako przyjaciół, w pewnym sensie towarzyszy niedoli (a szczególnie Pawełka), których rodzice ukarali za nic, sami przed bezmyślnym krzywdzeniem przestrzegając, nie na przykładzie lalek, lecz własnym. Bo złym zawsze bywa źle. Mogłabym tak jeszcze długo, ale mówić raczej, niźli pisać.

Rodziców nienawidzę całym sercem, a chłopca mam ochotę adoptować, zanim będzie za późno, chociaż wygląda na to, że już jest, w związku z czym pozostaje bezsilne współczucie. A skoro dzień po spektaklu przychodzą mi do głowy takie myśli i uczucia, to znak, że spisali się na medal. Brawa dla nich wszystkich.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Findurka
KMTM


Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 1:59, 17 Sty 2010    Temat postu:

Ajajaj! Jeszcze się chciałam z Wami podzielić linkiem.
[link widoczny dla zalogowanych]
-na tej stronie można poczytać sobie wierszyki Hoffmana w pięknym wydaniu z 1933. Dokładnie to tłumaczenie można usłyszeć na spektaklu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kamilka__
KMTM


Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 349
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tczew

PostWysłany: Wto 22:09, 19 Sty 2010    Temat postu:

No to jedziemy z tym koskem Wink

16.01.2010r.

Wyjazd spontaniczny, zaplanowany dnia poprzedniego, do samego końca nie wiedzieliśmy czy dostaniemy bilety. Na szczęście po wielu niespodziankach (z rozmową z Wielmożnie Nam Panującym na czele) udało się z końcu wygodnie usiąść w fotelu i niecierpliwie czekać cóż się wydarzy.
Po primo światła. Zazwyczaj nie zwracam na nie większej uwagi, ale tu były po prostu cudnie wyreżyserowane. I ładnie połączone z magiczną, nastrojową muzyką i takąż samą scenografią.
Tomek Czarnecki! Jak dla mnie nie musiałby się wcale odzywać, sama mimika by wystarczyła – przerażone spojrzenia nie do końca rozumiejącego co się wokół niego dzieje chłopca... Był niesamowity. Alicja Piotrowska pięknie zaśpiewała „A-ma-mu-sia…” w scenie lania. A Aleksy Perski… Też był genialny, ino nie potrafię tego racjonalnie uargumentować Wink
Z lalkowych historii najbardziej polubiłam goniącą motylka Lily, i chłopca, któremu krawiec obciął rączki – co prawda jeszcze ich tak wzniośle nie interpretuję, ale miny na twarzy chłopca tak mnie przejęły, że na rodziców nie zwracałam najmniejszej uwagi.
Choć oni to samo zło. Są paskudni, nieszczęśliwi, toczą ze sobą jakąś grę, a syn na tym cierpi. Mam wrażenie, że w podobny sposób byli wychowywani wszyscy ci, którzy po dojściu do władzy wprowadzali terror, siali strach i zniszczenie.
O ile na początku śmieszne teksty wywoływały we mnie śmiech (masło maślane.), to im bardziej makabryczne żarty się pojawiały, tym bardziej chciałam płakać z żalu, że w taki sposób dorośli niszczą swoje (mimo wszystko kochane, prawda?) dziecko. Niefajnie.

Cóż, jak wyszłam stwierdziłam, że to nie to, co tygryski lubią najbardziej. Ale teraz gdy myślę o SD to mimo wszystko chętnie udałabym się kolejny raz, żeby dostrzec te wszystkie niuanse, które w natłoku wrażeń gdzieś się zawieruszyły Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mateuo
KMTM


Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 2853
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ustka/Słupsk

PostWysłany: Pon 22:22, 22 Mar 2010    Temat postu:

http://www.youtube.com/watch?v=W3TKgl26rRQ
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Findurka
KMTM


Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 15:07, 29 Mar 2010    Temat postu:

Byłam na spektaklu w niedzielę i nie spodziewałam się takich tłumów dzieci, jakie zastałam we foyer. Okazało się, że wycieczki mi sprzyjają, gdyż mimo tego, że weszły na widownię przede mną, niechętne były do zajmowania miejsc w pierwszym rzędzie, przez co mogłam umieścić się z najulubieńszej prawej strony. I nawet zaplątał się obok jeden z samolocików, czyli pełnia satysfakcji. Wink

Cała trójka była wspaniała jak zawsze, chociaż sylabizowanie „A mamusia...” nadal nie wydaje mi się najlepszym pomysłem. Nie mniej to jedyny drobiazg, który nie zyskuje mojego uznania, całą resztę po prostu uwielbiam.

Po poprzednich dywagacjach postaciowych czas na ciąg dalszy, bo tym razem nie daje mi spokoju Jędruś Gap. Początkowo sądziłam, że śpiewając o Jędrusiu ojciec opowiada tak na prawdę o synu. Wiecie, jakby przypomniał sobie jakąś sytuację, w której dziecko przyniosło mu wstyd i zdał sobie sprawę, że z chłopca i tak zawsze będzie niezdara, że wyrośnie z niego życiowy niedorajda, czemu tak bardzo chciał zapobiec („Włosy!”, poranna gimnastyka). W końcu syn powinien być dumą ojca, nie? Wczoraj dodatkowo odniosłam wrażenie, że historia Jędrusia jest nie tylko „umoralniającą” bajeczką, ale prześladującym ojca wspomnieniem, powracającym poczuciem życiowej niezaradności, które trzeba zagłuszać alkoholem, żeby pod wpływem nagle okazać się jeszcze większym ciemięgą... No bo co z kałuży się wynurza, jak nie dorosły Jędruś, z którego śmieje się calutka widownia?

Wydaje mi się, że oni oboje szukają w chłopcu dorosłego, usiłują wyhodować sobie kogoś, kto towarzyszyłby im w samotności, kto ich rozumie i podziela ich poglądy, a przede wszystkim- podziwia, podnosząc ich poczucie własnej wartości i dodając obojgu pewności siebie, której brak im w normalnym życiu. Zapominają przy tym, że świat dzieci rządzi się własnymi prawami i stąd ich niepowodzenia oraz cały ogrom frustracji.

To by było na tyle, przynajmniej do następnego razu. Dziwne to uczucie, wychodzić z teatru, gdy na zewnątrz jest jeszcze jasno.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ola
KMTM


Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: czarna dupa

PostWysłany: Czw 17:12, 03 Lut 2011    Temat postu:

już spektakl archiwalny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kamilka__
KMTM


Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 349
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tczew

PostWysłany: Czw 18:37, 03 Lut 2011    Temat postu:

Coo...?! Dlaczego?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Findurka
KMTM


Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:22, 03 Lut 2011    Temat postu:

Nienienie, nie bawię się tak! Sad
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Czw 23:11, 03 Lut 2011    Temat postu:

Nawet mnie to nie zaskakuje - no bo kiedy ostatni raz to wystawili...?

Niemniej jednak - szkoda. Sad
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ola
KMTM


Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: czarna dupa

PostWysłany: Pią 8:49, 04 Lut 2011    Temat postu:

nie wiem dlaczego. ale na stronie jest już w spektaklach archiwalnych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Archiwum / Scena Kameralna Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Następny
Strona 11 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1