Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)
Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z Anatewki
|
Wysłany: Pon 17:13, 17 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
16.05.2010
Gołda - Dorota Kowalewska
Jenta - Ewa Gierlińska
Cajtl - Ania Urbanowska
Hudel - Mariola Kurnicka
Chawa - Kasia Kurdej
Motel - Krzysiek Żabka
Perczyk - Łukasz Dziedzic
Fiedka - Marek Kaliszuk
Lejzor - Wojciech Cygan
Babcia Cajtl - Alicja Piotrowska
Mordka - Rafał Ostrowski
No i brak Marcina Tafejko jako Jozka Kapelusznika. Zapowiedź przyszłosezonowych zmian...?
Będę szczera - pojechałam na tego Skrzypka głównie z desperacji i ze świadomością, że to pewnie ostatnia szansa na zobaczenie *mojego* Perczyka na scenie, bo kto to wie, co będzie od przyszłego sezonu ("konduktorze łaskawy" i te sprawy...). I cieszę się, że ta moja desperacja wywiała mnie do Gdyni, bo w prezencie dostałam nie tylko owego Perczyka w najlepszym wydaniu, ale i spektakl, który długo będę szalenie przyjemnie wspominać i który, po (za)długim poście, na nowo rozpalił we mnie radosne uwielbienie do zespołu Baduszkowej
Było radośnie. Cały spektakl przypominał swego rodzaju konkurs na aktorstwo; miałam wrażenie, że artyści wychodzą ze skóry, żeby tylko pokazać się od jak najlepszej strony (znaczy jeszcze bardziej, niż zwykle) i wręcz próbują prześcignąć się nawzajem w dodawaniu niuansów wzbogacających swoje postaci. Co więcej, nie widać po nich w ogóle zmęczenia materiałem, a przyznam, że trochę się tego obawiałam po tylu spektaklach Skrzypka - ba, jest wręcz odwrotnie, właściwie wszyscy poczynili tak ogromne postępy od mojego ostatniego razu w Operze Leśnej w Sopocie, że nic, tylko wstawać i klaskać. Ten spektakl, zamiast wpadać w stagnację, ciągle ewoluuje, i ten widok po prostu cieszy oczy - dziękuję tym samym za to gorąco wszystkim, którzy go tworzą i jakimś cudem przeczytają moje wypociny.
A teraz do rzeczy, czyli do tych konkretów, które z kronikarskiego obowiązku warto odnotować i które przebiły się w mojej pamięci poprzez całościową awesomatyczność wczorajszego wieczoru:
- królową spektaklu była bez dwóch zdań Dorota Kowalewska. Nie wiem, jak ona to robi; już wcześniej była przecudowną Gołdą, ale po tym, co pokazała wczoraj, słów mi dosłownie brak. Jestem zamurowana i porażona jej kreacją - naturalna i prawdziwa w każdym geście i słowie, wzruszająca i chwytająca za serce zarazem, archetyp surowej, ale kochającej matki i żony, a już "Czy mnie kochasz" i końcowe sceny z odejściem Chawy i żegnaniem Anatewki to po prostu mistrzostwo świata. W dodatku wprowadziła mnie w niebezpieczną głupawę, kiedy tuż przed sceną Snu Tewje krzyczy o Frumie Sarze; pani Dorota wykrzyknęła wtedy dobitnie "Człowieku, czyś ty oczadział?!" Moim zdaniem wczoraj przyćmiła nawet Tewjego-Szyca, wobec tego po prostu gromkie brawa i czapki z głów. Nie do opisania, do obowiązkowego zobaczenia.
- Nie jestem przekonana co do nowej Bejkli - Karolina miała bardzo trudne zadanie, bo wszyscy wiemy, jak bardzo wielbiona w tej roli była Agata Gałach. W porównaniu z nią Karolina jest mało widoczna, zwłaszcza w pierwszym akcie. W drugim już jednak było dużo lepiej i naprawdę bardzo, bardzo podobała mi się w scenach pożegnań z Anatewką i przyjaciółmi. Wystarczyło spojrzeć w jej zapłakane oczy, a serce samo się krajało.
- A skoro już o tym mowa, to chwała komukolwiek, kto uznał, że "Będziemy jechali pociągiem i statkiem!" pasuje do całości sceny jak marchewka do szarlotki! Wcześniej ta radość ni stąd, ni zowąd po rzewnym pożegnaniu całkowicie psuła klimat, wczoraj za to zyskała zupełnie inną wymowę: teraz Bejkla owszem, zaczyna o tym myśleć, ale kiedy oznajmia to Szpryncy, obie ciągle wycierają łzy, cała ich radość jest o wiele bardziej stonowana i po prostu widać, że one próbują się tym cieszyć, żeby tylko zająć czymś umysł i nie myśleć o przygnębiającym rozstaniu ze wszystkim, co znały. Efekt ten pogłębia potem to, że obie biegną przytulić się do Gołdy i pytają cicho, czy to prawda, a matka przytula je, głaszcze i powtarza smutno, z wzrokiem utkwionym gdzieś daleko: "Prawda... i pociągiem... i statkiem...", wszystkie zaś mają ciągle załzawione oczy. I tak z czegoś, co przeszkadzało, udało się zrobić scenę bardzo pasującą do charakteru młodszych córek Tewjego, nie burząc jednocześnie nastroju. Cudownie i brawa dla pomysłodawcy.
- Rafał Ostrowski szalał wczoraj jako Mordka, dopowiadał swoje półgębkiem podczas rozmowy Tewjego i Lejzora, a podczas Wesela powtarzał za Jentą: "Co ma się stać ze swatką?!" tonem pełnym słusznego oburzenia. Natomiast całkowicie rozwalił mnie podczas pląsów weselnych, kiedy Motel zaczyna swoją solówkę; tuż przed tym jakże charakterystycznym ruchem, który ja do tej pory nazywałam Czajniczkiem, Oset krzyknął gromko: "Iiiii... KOGUCIIIIK!" XDDD Zaiste, Kogucik. Żabek wtedy dosyć wyraźnie się zgotował.
- Mariola jako Hudel jest moją idolką, kropka. W tej chwili jak dla mnie przegoniła Olę Meller zarówno aktorsko - cudownie zadziorna, prawdziwa, naturalna, wybijająca się, zwracająca uwagę, widać, że inteligentna i z "ciętym języczkiem" - i wokalnie, wczoraj przy "Far from the home I love" szczęka dosłownie wywindowała mi w dół. Najpiękniejsze wykonanie tego utworu, jakie do tej pory słyszałam! W obu rozmowo-konfrontacjach z Perczykiem błyszczała od początku do końca, wraz z Łukaszem tworzyli niesamowity duet, żadnych zgrzytów czy nienaturalności nie odnotowano, prześlicznie.
- ... A skoro już o Łukaszu mowa... Miał naprawdę świetny spektakl, jak już wspominałam wyżej. Na początku w scenie z serkiem żałowałam trochę, że zniknęło to uciesznie ironiczne "Otworzę ich umysły dla wielkich idei," które było jawną kpiną z konserwatyzmu Mendla, ale było i pogardliwe rozglądanie się po Anatewce, i aroganckie przekonanie o własnej wyższości, i ta napalona mina przy "Dziewczyny...!" XD Potem było już tylko lepiej, na czele z kłanianiem się raz po raz Gołdzie podczas wycofywania się do studni celem umycia (Perczyk: *skłon,* Gołda: *skłon,* Perczyk: *skłon jeszcze niżej*, Gołda: ...*skłon*, Perczyk: *skłon ostateczny*, czyli coś w stylu rozmowy Japończyków ), lekcją o pracodawcach i prowokowaniem Hudel (przedrzeźnianie piskliwego głosu Bernaciaka przy "A co ty o nim wiesz poza tym, że jest *synem Rabina*"... zgon i leżę), całą gamą zblazowanych, zdystansowanych min podczas wesela, czułością wobec Hudel w II akcie i... i... I miną, która mnie absolutnie rozwaliła, a którą uraczył Gołdę, kiedy ta zerwała się krzycząc, że miała widzenie: opisać się nie da, to było coś w stylu skrzyżowania "wtf" z "O_o". W ogóle Perczyk na weselu wyglądał bardzo nie na miejscu, wyróżniał się, często mrużył oczy, jakby prosząc "Boże, daj cierpliwość do tej hołoty!", a przed zerwaniem kwiatowej bariery najpierw spojrzał na nią i patrzył znacząco i widać było, że coś diabelskiego chodzi mu po rewolucyjnej główce. Krótko mówiąc, najlepsza tradycja aroganckiego, wykształconego outsidera, przy tym wszystkim pełnego uroku. Jeśli do tego jeszcze dodać wykład o małżeństwie jako socjo-ekonomicznym związku opartym na wierności, solidarności... - wystrzelony jednym tchem jak z karabinu maszynowego, no, po prostu rozkosznie. Perczyk, jakiego uwielbiam, w najlepszym wydaniu.
- Krzysiek Żabka w niczym nie ustępował koledze! Również miał cudowny spektakl a jego rozkosznie zalęknione miny, oglądane z tak bliska, robiły świetne wrażenie. Właściwie ciężko mi powiedzieć, co takiego się zmieniło, że tak mi się spodobał, w gruncie rzeczy interpretacja była podobna do tej, którą pamiętam, a jednak najwyraźniej Żabek rozwinął się bardzo w krótkim czasie i jego Motel wiele zyskał na naturalności, prawdziwości, swobodzie. Już teraz nie widziałam Żabka grającego Motla, a zwyczajnie biednego krawca, oczywiście sierotę, ale mimo to gotowego walczyć o miłość w sytuacji kryzysowej. Ślicznie, jednym słowem, i oby tak już zostało
- To samo mogę powiedzieć o Marku Kaliszuku. Nie dość, że Fiedka zyskał bardziej rozbudowaną garderobę (oprócz czerwonej koszuli pojawiła się też biała i tak błyskały na zmianę), to jeszcze w wykonaniu Marka przestał być playboyem zainteresowanym łezką w bluzce Chawy, a stał się miłym, wręcz uroczym żartownisiem zainteresowanym wyraźnie samą Chawą. Miał w sobie trochę z zawadiaki, widać było, że poczucie humoru nie jest mu obce, ale przy tym wszystkim był bardzo ciepły, życzliwy, opiekuńczy i - nie boję się tego słowa - rozbrajający. Mam nadzieję, że ten wzrost formy u Marka to tendencja stała i że już tak zostanie na dłużej! Nie odstawał od pozostałej dwójki adoratorów córek Tewjego i razem panowie tworzyli rozkoszne trio.
- Kasia Kurdej jest jeszcze lepsza jako Chawa, niż była wcześniej, jeśli to jest w ogóle możliwe O_o Moim zdaniem to jej najlepsza rola w obecnym repertuarze, po prostu cud miód i sam cymes. Sceny z Fiedką i pod koniec to po prostu arcydzieło.
- "samym cymesem" została też ogłoszona przez Rebego maszyna do szycia XD
- Ania Urbanowska - jak zwykle bardzo dobrze, za same łzy przy pożegnaniu na koniec gotowa jestem dać jej własnego Tonia. Przez cały spektakl bardzo naturalna, zdecydowana, konsekwentna... Nic dodać, nic ująć.
- Kiedy Tomek Czarnecki chce oddać rozkaz o wysiedleniu w ręce Żydów, Krzysiu W. splunął mu pod nogi. W tym samym czasie w kulisie dobiegło nas męskie, donośne "AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!", które brzmiało jak wrzask bólu... O_o Nikomu nic się nie stało, mam nadzieję?
- same ukłony też uległy nieznacznej zmianie - przy wejściu Tewjego i Gołdy cały zespół zaczął śpiewać "daj, daj, dajdajdajdajdaaajdaaaj...", Skrzypek zaś ukłoniwszy się, dograł końcówkę melodii razem z orkiestrą. Po prostu wypaśny spektakl, no.
Chciałabym jeszcze wyróżnić trójkę Nagrobków: Karolinę Merdę, Karolinę Trębacz i Krzysia Wojciechowskiego. Ich miny to po prostu wielkie rotfl A poza tym, wszyscy zasługują na brawa: Jenta była wspaniała, Lejzor też w dobrej formie, babcia Cajtla jeszcze cudowniejsza, niż to zapamiętałam, Fruma Sara przerażająca, Skrzypek tajemniczo-uroczy i wirtuozerski jak zawsze, a cały zespół - Żydzi, Kozaki, tancerze - dał takiego czadu, że byłam po prostu oczarowana i zmieciona tempem spektaklu, podczas całego wesela natomiast szczerzyłam się tak szeroko i nieustannie, że dostałam niemal szczękościsku (podobnie, jak na Disneyu w Warszawie) i dziękuję za to, bo dawno już się tak nie ubawiłam w Baduszkowej. Bardzo było mi tego trzeba i dziękuję z całego serca za tyle pozytywnych wrażeń i za to, że jesteście, kochani, tacy wspaniali.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|